Twitter

Święta były tradycyjne

sobota, 31 grudnia 2005

Święta, jak już opowiadałam, były bardzo tradycyjne. Ja konsekwentnie ugotowałam tylko kompot. To był mój jedyny obowiązek.

Cieszę się strasznie, bo przyleciała z Minneapolis Pani Profesor, która bardzo mną się zajmowała, kiedy miałam ogromny problem, żeby się zaadaptować w tej kompletnie innej rzeczywistości. Udało mi się ją wreszcie namówić, bo ona zawsze ma sto pięćdziesiąt obowiązków. Mąż przyleciał w wigilię, ona w Boże Narodzenie, a w drugie święto przyjechaliśmy wszyscy tradycyjnie tutaj, do Zakopanego.

W Sylwestra będzie nowa premiera Witkacego, co mnie cieszy, bo Andrzej Dziuk już od bardzo wielu lat nie zrobił w swoim teatrze żadnej z jego sztuk. Nie wiem, co wybrał, bo to zawsze jest niespodzianka. To, że wiem, że to będzie Witkacy, to już jest dużo. Wiem tylko, że jeszcze „tłukł” swoich aktorów dni i noce, jak to on, bo wszystko przecież robią tam w wariackim tempie.

Mamy ze sobą dwie wnuczki, reszta jest oczywiście ciężko obrażona, ale z szóstką (bo Stasiek to w ogóle jest za mały, jeszcze Ania go karmi), boję się, że byśmy musieli pracować jak w przedszkolu, a jednak chcieliśmy trochę odpocząć.

Przywiozłam z Londynu masę książek. Między innymi tamtejszy wielki hit, „Nieznaną historię Mao Zedonga”. Ponieważ to jest taka wielka biblia, wzięłam ją z sobą tutaj do czytania.

Trochę z wnukami jeżdżę na nartach, właściwie one nie jeżdżą jeszcze, ale się uczą. Na dziś załatwiona jest opiekunka, więc nam nie przeszkodzą pójść do teatru, chociaż Andrzej się i na nie zgodził.

W tym okresie między świętami a Nowym Rokiem jest taki czas, żeby z tego mijającego sobie różne rzeczy w głowie poukładać, bo sama jeszcze nie ze wszystkim się uporałam. Mam już oczywiście jakieś swoje przemyślenia, zmuszają do tego chociażby te liczne wigilie. W Klubie 22 mamy taki zwyczaj, a to była już czternasta nasza wigilia, że każda z nas opowiada, co jej się zdarzyło w tym roku i co planuje w przyszłym. I to jest pasjonujące, bo z tego wyłania się też to, co kształtuje nasz kraj. Ja również starałam się zrobić swoje podsumowanie, ale to nie jest czas, żeby przeprowadzać dogłębna analizę. Jeszcze do tego tematu z pewnością wrócę.

To były ostatnie święta w Konstancinie, bo w połowie stycznia przeprowadzamy się do Warszawy. Już się nie mogę doczekać, nawet choinkę postawiłam w nowym mieszkaniu. Akurat ten grudzień, z tymi niewiarygodnymi korkami, po prostu był dla mnie tak wykańczający, że już naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła na piechotę przyjść do pracy. Psu obiecałam, że będzie chodził ze mną, więc wreszcie pobędziemy ze sobą dłużej, gorzej będzie z kotami, zwłaszcza z Dominikiem, który chodzi po ogrodzie, więc na pewno będzie cierpiał. Boję się, że mu balkony nie wystarczą. Nie wiem jeszcze, jak to rozwiążemy. Ale mieszkanie jest bardzo wygodne i myślę, że wszyscy się będą cieszyć, no i do dzieci dużo bliżej. Czeka mnie parapetówa, no i urządzanie, a to jest w tej chwili taka wielka przyjemność i ból głowy oczywiście. Jest tak duży wybór, że naprawdę nie wiem, jak ludzie te płytki wybierają z tysiąca wzorów w katalogu.

Urządzam mieszkanie właściwie w całości od nowa. To są jak gdyby dwa połączone mieszkania: jedno, w którym będzie moja mama (nie jest zachwycona, bo bardzo lubi Konstancin) i to będzie takie bardziej tradycyjne, z wykorzystaniem tego, co mam, natomiast to drugie, nasze, praktycznie poza może jednym czy dwoma meblami, które zabieram, będzie w zupełnie innym stylu. To duża frajda tak się od zera praktycznie urządzać.

Cieszę się, bo tamten dom kupili bardzo fajni, młodzi ludzie, (mają dwójkę dzieci, chcą mieć jeszcze dwójkę), więc się nie martwię, że podrzucam sąsiadom kogoś niesympatycznego.

I zacznie się zupełnie nowe życie, bo to jednak jest bardzo radykalna zmiana. No i codziennie dwie godziny do przodu, więc po prostu nie wiem, jak to zagospodaruję.

cdn








 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI