Twitter

Niedawno byłam w Madrycie

środa, 30 kwietnia 2008

Niedawno byłam w Madrycie. Poleciałam w niedzielę. Cudowna pogoda, prawdziwe lato. Słońce prawdziwie południowe, które świeci inaczej niż tutaj, więc się chciało żyć. I okazało się, że akurat w dwóch muzeach są wystawy Modiglianiego, którego ja uwielbiam. W związku z tym natychmiast pobiegłam do jednego i drugiego. Obie bardzo ciekawe, bo pokazującego nie tylko Modiglianiego, ale i czas, w którym on żył, ludzi, którzy wpływali na jego twórczość, choćby Picassa, czy takiego rzeźbiarza rumuńskiego, nazwisko uleciało mi z pamięci, który namówił malarza do rzeźbienia. Po raz pierwszy widziałam właśnie rzeźby samego Modiglianiego, w takim afrykańskim stylu, bardzo ciekawe. Tak że miałam wielka frajdę, która przy takich okazjach nie jest częsta. Widziałam już rzeczywiście wiele, ale ludzie nie zdają sobie sprawy, że to, co najczęściej widzę podczas moich podróży, to są sale konferencyjne, w których człowiek nie wie nawet, jaka jest na zewnątrz pogoda, bo są zwykle bez okien. Spotkania zaczynają się nawet i o szóstej rano – bo np. Amerykanie muszą wykorzystać każdą chwilę – kończą się wieczorem i nic się nie widzi.

W stolicy Hiszpanii byłam kilka razy, zawsze na jakichś konferencjach, ale kompletnie go nie znałam. Więc gdy mi się przytrafiła taka niedziela, to ją wykorzystałam. Najpierw wsiadłam w taki objazdowy autobus, zawsze od tego zaczynam, by nabrać ogólnej orientacji – potem mogę wracać do wybranych miejsc pieszo czy metrem. W Madrycie akurat pieszo, bo miałam w dobrym miejscu hotel i wszędzie było blisko. Pierwszy raz tak naprawdę pochodziłam po tym mieście i to do samego wieczora. Olbrzymie wrażenie robi pałac królewski. Piękna katedra. Ale zajrzałam też do kilku kościołów, a tam pustki. Jak szybko Hiszpania odeszła od swego katolickiego nurtu…

Madryckie życie zaczyna się, gdy gdzie indziej wszyscy już śpią snem sprawiedliwym. Tego dnia zrobiło się nagle ciepło, bo poprzedniego lało, więc wieczorem tłumy na ulicach, choć nie ma jeszcze tylu turystów. Piękna świeża zieleń. Fantastycznie! W jednym z parków natknęłam się nawet na rzeźby Magdy Abakanowicz. I człowiek poczuł się jak u siebie. Rozmawiałam z nią dzisiaj o tym rano przez telefon…

A w Madrycie okazało się, że następnego dnia, w poniedziałek otwarto wielką przeglądową wystawę Goi. Nie jestem jego wielką fanką, mówiąc szczerze, ale musiałam to zobaczyć. We wtorek wylatywałam, ale miałam jeszcze rozmowy, a tu w Prado kolejki niesamowite, bo to pierwszy dzień. Ale dostałam się jakoś. Bardzo ciekawa wystawa, bo jak jest taki przegląd, to człowiek może sobie wszystko poporządkować i zobaczyć choćby, jak bardzo zróżnicowane było to malarstwo: od wielkich portretów po przerażające obrazy wojny.

W Hiszpanii to był akurat czas powołania nowego rządu. Zapatero bardzo ciekawie to wszystko robi. W rządzie ma ponad pięćdziesiąt procent kobiet! Jedna, bardzo młoda, jest w ciąży. Widać wyraźnie, że ma ambicje kreowania takich nowoczesnych standardów. Polska ma tyle wspólnych cech z Hiszpanią, ale ile tam się zmieniło od czasu wejścia do Unii. Jestem ciekawa, czy tak będzie z nami. I nie chodzi tu tylko o skok ekonomiczny, ale o zmianę świadomości. To jest niesamowite!

W sumie pobyt w Madrycie był rzeczywiście intensywną dawką kultury. A jeszcze w samolocie – lot trwa trzy godziny – poczytałam trochę, bo też na to nigdy nie mam czasu. Chyba że jadę na wieś. A teraz nie mam dokąd, bo trwa remont i nie ma gdzie nogi postawić, więc mam duże zaległości w lekturze.

Takie zastrzyki kultury, które ustawiają wszystko jakby w innej perspektywie, pozwalają potem łatwiej uczestniczyć nawet w mniej fascynujących rzeczach…








 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI