Twitter

Najważniejsza jest rodzina

niedziela, 7 grudnia 2008

Za tydzień Święta... Jak zwykle bardzo rodzinne. Na tę okoliczność wykorzystam tu swoją wypowiedź z grudniowego "Harvard Business Review", bo to własnie o rodzinie było...

Do niczego nie dojdzie się bez wysiłku. Dlatego zawsze przekonywałam swoje dzieci, że trzeba mieć determinację i wolę dokonania czegoś, bo tylko wtedy można osiągnąć sukces. Trzeba też dokładnie wiedzieć, co na danym etapie życia jest dla nas najważniejsze i czemu chcemy poświęcić swój czas i energię. Warto co jakiś czas o tym pomyśleć – taka systematyczna rewizja pozwala dokonywać świadomych wyborów i angażować się w to, co akurat ma dla nas istotną wartość.

Przemyślane określenie priorytetów na poszczególnych etapach życia pozwala ustawić poprzeczkę na właściwej wysokości, z czym ma problem wiele kobiet, z którymi się spotykam. Stawiają sobie zbyt wysokie wymagania, chcą robić wszystko i we wszystkim osiągać doskonałe rezultaty, a to wprawia je w stan ciągłej frustracji. Powoduje, że nie potrafią się cieszyć szczęściem przeżywanych chwil i urzeczywistniać marzeń. Tymczasem dzięki określeniu rangi poszczególnych spraw w naszym życiu „rozgrzeszamy się” z tego, że nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego, a już tym bardziej w jednym czasie.

Zawsze uważałam, i sama jestem tego doskonałym przykładem, że wysoką pozycją zawodową można się cieszyć, mając 40, 50 czy 60 lat. Ale nie jest to już czas na urodzenie dzieci. Nigdy też nie nadrobi się tego, że nie było się z własnymi dziećmi, gdy nas potrzebowały. Dokonując zatem świadomych wyborów i ustanawiając priorytety na każdym etapie życia, nie trzeba się obawiać, że przeoczymy coś ważnego. Najważniejsza jest kwestia wyboru. Ja chciałam wychowywać dzieci bez niań, babć i cioć, dzięki czemu dziś wiem, że wyrośli z nich ludzie, których razem z mężem ukształtowaliśmy. A skoro postanowiłam, że najważniejsze było wtedy wychowywanie dzieci, doktorat zrobiłam dopiero po trzydziestce. Pewnie wolałabym chwalić się nim wcześniej, ale wtedy mój „program na życie” był inny.

Wiele osób dziwi się, kiedy mówię, że dla mnie zawsze najważniejsza była i jest rodzina. Jednak nie oznacza to przecież, że zawsze miała taką samą wagę. Był czas, kiedy byliśmy z dziećmi bliżej, a kiedy były na studiach i samodzielnie wchodziły w dorosłe życie, byliśmy nieco dalej. Dziś znów widzę, jak często potrzebują mojej rady, a z kolei ja potrzebuję obecności ich i ośmiorga moich wnucząt. Znów świadomie wybrałam: poświęcać wnukom jak najwięcej czasu i uwagi. I choć pewnie mogłabym w tym czasie przeczytać książkę, pójść do teatru albo spotkać się z przyjaciółmi, wybieram wnuki. Dzięki temu, że z nimi jestem, rozumiem ich świat, wiem, czego uczą się w szkole, jakich mają kolegów, jaki film ich zachwycił, o czym marzą. Gdybym nie poświęcała im tyle uwagi, nie mogłabym przecież przyjść i powiedzieć: „Kochajcie mnie, bo jestem waszą babcią”.

Jeśli chcę wiedzieć, co dzieje się u nich w szkole, nie wzywam ich do siebie i nie pytam o to jednym zdaniem, bo otrzymam jednozdaniową odpowiedź. Jedziemy natomiast na wieś, tam spędzamy ze sobą kilka dni i w pewnym momencie dziecko samo się otwiera, a ja wiem, kto się z kim pobił, która nauczycielka jest miła, a który kolega najfajniejszy. Dopiero wtedy poznaję rzeczywiste problemy moich wnuków i mogę coś na nie poradzić, podpowiedzieć, kiedy do mnie zadzwonią. Mamy też swoje zwyczaje i rytuały. Przed początkiem roku szkolnego z każdym oddzielnie chodzę na zakupy. Każdy ma określoną kwotę, podzieloną na trzy części i może wybrać: przedmioty do szkoły, zabawki i ubrania. Takie wspólne zakupy to dla mnie kolejne źródło informacji – dlaczego taka gra, a nie inna, czemu sukienka musi być różowa, a nie fioletowa itd. A później jeszcze idziemy coś zjeść. Z jednym wnukiem na pizzę, z innym na chińskiego kurczaka...

Budowanie relacji z dziećmi, a później z wnukami, to nie może być droga jednokierunkowa. Wiele cennych darów dostaję od swoich wnucząt. One widzą świat inaczej, co bywa bardzo inspirujące, i uczą mnie wciąż nowych rzeczy. Na przykład właśnie dostałam iPoda i przesiedziałam nad nim z wnukiem część soboty. Sama bym go sobie z pewnością nie kupiła. Ale wnuki znają też moje wymagania. A wymagam przede wszystkim tego, by szanowały moje potrzeby, tak jak ja szanuję ich. Jak jesteśmy na wsi i chcę się wyspać, bo jestem zmęczona, oni to szanują i chodzą na paluszkach. Przekonuję, że nie jestem jedynie od tego, by wokół nich biegać, ale że wszyscy powinniśmy odczuwać przyjemność z naszego wspólnego wyjazdu. Innymi słowy, każdy ma jakieś obowiązki. Mamy dyżury i wszystko jest poukładane. Odczuwam oczywiście wielką frajdę, jak zrobię im jakąś przyjemność, uważam jednak, że przy swoim bardzo zabieganym życiu zasługuję także na to, aby i one zrobiły dla mnie coś miłego. Takie wzajemne wsparcie.


 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI