Twitter

Warszawa : Londyn

czwartek, 12 lipca 2007

Wczoraj byłam na kolacji z lordem majorem Londynu, miasta które realizuje 12 proc. budżetu Wielkiej Brytanii, tyle co nasza ojczyzna cała. Bardzo rozsądny facet. Opowiadał o tym, jak budują relacje z biznesem, dlaczego to się tak stało, że Londyn zajmuje taką pozycję: że to trzeba całe lata tworzenia wzajemnego zaufania, partnerskiego traktowania – wszystko odwrotnie niż u nas. Ponieważ siedziałam obok niego, to potem rozmawialiśmy jeszcze mniej oficjalnie. I wtedy powiedział mi: słuchaj, pierwszy raz mi się zdarzyło – a jest to facet, który jeździ po całym świecie, bo w Londynie funkcjonują praktycznie wszystkie kraje i on jeżdżąc buduje ten globalny wizerunek – po raz pierwszy mi się zdarzyło, że nie spotkałem się tu ani z prezydentem ani z premierem. I taki jest wizerunek tego kraju – jakaś totalna parafia. Ludzie, którzy zupełnie nie wiedzą, co jest ważne, zajęci tym swoim badziewiem, które ich podnieca. Oni robią nam straszną krzywdę. Na razie to się tak kręci, kręci, wydaje się, że giełda nie reaguje… Ale to nie jest tak. Pytanie tylko: kiedy trzeba będzie za to zapłacić.

Wracając do Londynu… To jest ciągle jeszcze centrum świata, zwłaszcza jeżeli chodzi o finanse – oni po wrześniu bardzo się zdynamizowali. No i czuje się tam już atmosferę zbliżającej się olimpiady. Jest zegar, który wskazuje, ile im jeszcze każdego dnia zostało do otwarcia. I oni strasznie się do tego przygotowują, ale robią to w sposób racjonalny. Właśnie lord major opowiadał o tym, jak prawie wszystkie inwestycje realizowane są w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, bo bez tego trudno sobie wyobrazić, żeby takie przedsięwzięcie mogło być zrealizowane. A u nas ciemno to widzę. Mamy ustawę, ale jeszcze żaden projekt nie został zrealizowany. Pewnie za dziewięć miesięcy przyjedzie do nas komisja badająca stan przygotowań i pytanie, co ona tu zbada: ani kilometra autostrady, ani pół stadionu. Muszę powiedzieć, że liczenie na to, że my tu znowu „wespół zespół” na dwa tygodnie przed coś zrobimy, to jest pomyłka. To nie jest tego typu impreza, żeby naród zbiorowym wysiłkiem ruszył do czynu społecznego, bo to po prostu się nie da. Nie da się tak zbudować autostrady czy stadionu.

A jest ileś czynników, o których my w ogóle nie mówimy. Choćby kwestia bezpieczeństwa… Jeżeli jest tak, że nasze władze nie są w stanie przypilnować trzech tysięcy zbójów, którzy jadą i rozwalają Wilno, no to jak zapanujemy nad tymi wszystkimi, którzy do Polski będą chcieli przyjechać. A komunikacja… To, co się stało w Grecji, kiedy się nagle okazało, że wysiadł kompletnie system telefonii komórkowej i naprawdę była tragedia. Cały system finansowy… Tysiące ludzi korzystających z bankomatów… A cały system informatyczny? Czy u nas ktoś w ogóle o tym myśli? Ja nie wiem. Czy my jesteśmy na to wszystko gotowi? To są wszystko bardzo skomplikowane rzeczy i tego nie da się zrobić w miesiąc.

Chciałabym mieć przekonanie, że wszystkie elementy tego programu przygotowań są rozpisane i za każdy z nich ktoś odpowiada i go realizuje. Może pani minister Jakubiak, jak już zostanie tym ministrem sportu, to wszystko skoordynuje, ale ja bym podziwiała kobietę, która ma praktycznie pracować za cały rząd, bo przecież to wymaga współpracy w samym rządzie, a widzimy, jak to wygląda, ale przede wszystkim współpracy, i to bardzo intensywnej, z sektorem prywatnym. No to przy takich relacjach jak w tej chwili, że każdy kontakt rządu ze środowiskiem biznesowym jest postrzegany jako podejrzany – to jak my zrobimy tę imprezę? W końcu się okaże, że to Ukraina zorganizuje mistrzostwa sama. I da sobie radę… Ale nie da się ukryć, że przy tym wszystkim, co się o nas mówi i pisze, to będzie kolejny gwóźdź…








 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI