Twitter

By się chciało chcieć

czwartek, 17 listopada 2011

Na początku listopada, podczas spotkania G20 w Cannes, usłyszałam dziesiątki komentarzy pełnych uznania dla efektów polskiej polityki gospodarczej i stabilności politycznej. Dzisiejszej Europie trudno uwierzyć, że po czterech latach funkcjonowania w czasach kryzysu rząd ponownie wygrywa wybory, i to tak dużą większością. Żaden z dzisiejszych liderów nie ma tak komfortowej sytuacji, jak Donald Tusk. Ani Merkel, ani Sarkozy, ani Obama. Wielu ma jedynie pewność, że wybrani nie zostaną, jak choćby Zapatero. Tym bardziej więc należy doceniać i dbać o wizerunek Polski jako oazy spokoju i stabilności. Ma on naprawdę dużą wartość i przekłada się na pieniądze. Choć więc jestem za szybkim wprowadzaniem zmian, od nowego rządu nie oczekuję rewolucji. Musi on jednak udowodnić, że reaguje na to, co się dzieje na świecie i przygotowuje kraj na ewentualne zagrożenia. I nie chodzi o jakiś przewrót pałacowy, którego nikt przytomny nie chce, ale o takie oczywistości, jak choćby konsolidacja finansów publicznych. Wszystkie siły polityczne tego oczekują. Nie mają sensu również becikowe i zasiłki rodzinne dla wszystkich. Pomoc trzeba skierować do rodzin najuboższych, wielodzietnych, zwłaszcza tam, gdzie jest jeden rodzić. Przyrost demograficzny jest nam niezbędny. I nie zapewni go becikowe, tylko prawdziwa polityka prorodzinna. Dlaczego te same Polki, które w kraju nie chcę mieć dzieci, przez nikogo nie namawiane rodzą na emigracji w Londynie, Dublinie czy Paryżu? Bo w kraju nie mają poczucia bezpieczeństwa. Brak nam instytucji, które wspomagają rodzinę, oferuję opiekę nad dziećmi. Oczekuję również reformy KRUS i emerytur mundurowych, wprowadzenia bardziej elastycznych form zatrudnienia. Trzeba się szykować na to, że firmy będę zwalniać i ograniczą zatrudnianie. Zastanowić się, jak sprawić, by ludzie nie byli zwalniani. W trudnych czasach najważniejsze, by ludzie mieli pracę. Wśród propozycji rządowych znajdą się pewnie i takie, które przedsiębiorcy będą oceniać krytycznie, jak choćby wprowadzenie normalnych stawek od samo zatrudnionych. Ale wszyscy musimy nauczyć się inaczej myśleć. W Stanach, gdy ludzie szukają pracy, przed pytaniem o wysokość wynagrodzenia, ludzi interesuje fundusz emerytalny i ochrona zdrowia. Brak ich oznacza ogromne zagrożenie przyszłości. U nas wszyscy myślą – jakoś to będzie. Skoro więc sami ludzie o tym nie myślą o emeryturze, państwo musi ich do tego zachęcić i zrobić wszystko, by zaczęli oszczędzać na swoją starość. W przeciwnym wypadku wszyscy będziemy mieli ogromny problem. Żaden system emerytalny tego nie udźwignie. To wszystko da się zrobić, nawet jeśli znaczna część rządu pozostanie bez zmian. Choć więc nie oczekuję rewolucji, marzę o reformach, które spowodują, że ludziom będzie się chciało chcieć zatrudniać, inwestować, rozwijać firmy. Wielkie nadzieje pokładam w planowanym ministerstwie ds. administracji i cyfryzacji. Chcę wierzyć, że Michała Boni, który ma być jego szefem, będzie miał na tyle woli i determinacji, by cyfryzacja przełożyła się na rzeczywistość Polski i ułatwiła nam wszystkim życie. To może być autentyczna rewolucja.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI