Twitter

Wycieczka do Peru

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Wycieczka po Peru była bardzo dobrze ułożona. Punkt kulminacyjny, jakim było Machu Picchu, był prawie na końcu. Oglądając przedtem różne budowle Inków i wiedząc ze zdjęć i filmów, jak ono wygląda, wydawało mi się, że nie może mnie już zaskoczyć. Tymczasem okazało się, że jest to coś niewyobrażalnego i takiego mistycznego… To było fantastyczne przeżycie. Ale właściwie wszystkie elementy tej podróży były bardzo fajne. Np. zupełnie nie wiedziałam o takiej miejscowości na południu Peru, Arequipa, która ma przepiękny rynek, bardzo ładnie oświetlony w nocy. To, co tam robi największe wrażenie, to właśnie kunszt architektoniczny, nieprawdopodobna różnorodność wzornictwa, które każdy region ma inne.

Jestem od dawna zafascynowana kulturą Inków, wiele czytałam na ten temat. Ciągle mało o nich wiemy. Inkowie nie mieli pisanego języka i cała wiedza o nich pochodzi faktycznie z późniejszych kronik hiszpańskich, które niekoniecznie były obiektywne, bo Hiszpanie musieli przecież uzasadnić jakoś swoje działania. Na pewno nie byli zresztą w stanie dotrzeć do sedna tej kultury. Jednym z najciekawszych źródeł są dość obiektywne, szczegółowe zapiski, spisane bodajże przez pewnego księdza, z dużą liczba rysunków, opisem wszystkich władców i tego, co Hiszpanie tam zastali, które wysłał on do króla hiszpańskiego, licząc na nagrodę. Zostały one odnalezione dopiero niedawno w bibliotece w Kopenhadze.

W Peru rozstałam się z wieloma obowiązującymi stereotypami. Kultura Inków trwała zaledwie sto lat, a bogata była dlatego, że oni sami bezwzględnie podbijali inne plemiona, przejmując ich dorobek. Hiszpanie może mieli inne metody, ale Inkowie byli równie skuteczni. Później te plemiona pomagały Hiszpanom i ułatwiały im podbój.

Byłam też dotąd przekonana, że konkwistadorzy byli wysłannikami króla hiszpańskiego. Tymczasem się okazało, że to były prywatne spółki, które gromadziły pieniądze na wyprawy, a potem podpisywały z królem umowy o podziale zysków za glejt do sprawowania władzy na podbitych terenach. Było to dość dalekie od idei szerzenia jakiejkolwiek wiary, co zostało jako uzasadnienie dodane dopiero dużo później. A uczestnikami tych wypraw byli zazwyczaj ubodzy ludzie, dla których była to jedyna szansa wzbogacenia się i wspięcia na drabinie społecznej.

W Peru też dopiero dotarło do mojej wyobraźni, że tych Hiszpanów, którzy pokonali armię inkaską, było zaledwie… sześćdziesięciu siedmiu, wobec osiemdziesięciu tysięcy Inków, którzy jednak nie znali żelaza i ich broń była zupełnie nieskuteczna, zwłaszcza w starciu z końmi, które w ogóle zobaczyli wtedy po raz pierwszy. Na otwartej przestrzeni byli kompletnie bezradni, a trochę potrwało, zanim wymyślili taktykę zaganiania Hiszpanów do wąwozów. Ta nierównowaga sił była zupełnie niesamowita. Hiszpanie mieli na dodatek brody, które uosabiały bogów czczonych przez Inków. I coś, co obowiązuje w Peru do dzisiaj – obserwowaliśmy to zwłaszcza na wsiach, gdzie warunki uprawiania rolnictwa do dzisiaj są niewiarygodne – ta zasada wzajemności, która jest tam absolutnie podstawowa. To znaczy, że wszyscy świadczą na wspólny cel i we wszystkim oczekują wzajemności. Inkowie nie podejrzewali Hiszpanów o złe zamiary. Ufali im, jak choćby przy obietnicy wykupienia swego króla za złoto. System nawadnianie wąskich skrawków ziemi, położonych na tarasach, jeszcze obecnie wymaga umawiania się, które tereny będą kolejno nawadnianie. Ludzie żyją tam niezwykle ciężko, ale potrafią też bawić się i odpoczywać.
 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI