Twitter

Było świetnie!

poniedziałek, 3 października 2005

Weekend pełen wrażeń. W sobotę emocje osobiste, w niedzielę najpierw naukowe, potem literackie. Mego zjazdu koleżeńskiego trochę się bałam. Ale było świetnie. Wspaniałe spotkanie! Grzelaczek, Hanka, Bożena, Jola, Dorota… Jak przed laty! Najważniejsze spotkanie – z ukochaną wychowawczynią, prof. Danutą Marecką, wciąż w świetnej formie.

W niedzielę wykład w Olsztynie, a wieczorem już po raz dziewiąty wręczenie NIKE. Jak zwykle wielkie napięcie. Do ostatniej chwili tylko odcięci od świata jurorzy wiedzą, kto ją zdobędzie. Było już kiedyś tak, że nadchodzi 19.00, prezydent na sali, a my nie mamy werdyktu! Podczas obrad trwała straszna awantura, a wśród organizatorów zapanowała totalna panika.

W tym roku jury nagrodziło powieść Stasiuka. Interesująca, ale ten werdykt mnie zaskoczył. Ja typowałam Hannę Krall i Ryszarda Kapuścińskiego.

Nominowaną „siódemkę” czytam zawsze. Znam ją zwykle wcześniej – jury wybiera ją przed wakacjami, chociaż ogłasza dopiero we wrześniu. To dobry czas, bo jadę na Mazury i mogę wszystkie książki spokojnie przeczytać. Ale „dwudziestkę” też staram się przynajmniej przejrzeć.

Pomysł nagrody NIKE podpowiedział mi jeden z moich przyjaciół, szef wielkiej firmy brytyjskiej Booker, spożywczej, żeby było śmieszniej. Oni wiele lat temu utworzyli nagrodę dla najlepszej brytyjskiej powieści – Booker Prize. Kiedyś byłam właśnie w Londynie i bardzo dużo było o tym mowy. Relacja w telewizji, wielkie wydarzenie – bardzo publiczne, jak zawody sportowe. Wydawało mi się, że to jest fajny pomysł na wylansowanie książki – nie tylko dla elit.

Spotkaliśmy się z Adamem Michnikiem i był bardzo za, ale nie zgadzał się ze mną, żeby to była nagroda tylko dla powieści. Nie każdego roku wychodzi coś wartego nagrodzenia. Mimo wszystko pierwszą NIKE zdobyła powieść. Wygrał Myśliwski i wszystkich nas to zaskoczyło.

Wiele różnych przedsięwzięć realizowałam w życiu, również dotyczących kultury, ale efekty NIKE mnie zaskoczyły. Nie sądziłam, że tak szybko uda się tę nagrodę ulokować w świadomości społecznej, że ona tak szybko przełoży się na czytelnictwo. Jeśli chodzi o książki nominowane, to wyniki są nieprawdopodobne. Nakłady są pięcio-, sześciokrotnie większe. I to poezji. Jeśli 30 tys. osób kupuje książkę Barańczaka, to jest to zaskakujące.

Sama czytam dużo od zawsze. Te moje 8,5 dioptrii to skutek czytania z latarką pod kołdrą, bo w ten sposób przerabiałam niesamowite zupełnie ilości książek. Mój dom nie był zamożny i myślę, że pierwsze książki tam to te, które ja kupowałam. Nie lubię przeżywania w masie, zbiorowego. Wolę być z dziełem sama i odbierać je w sposób zupełnie swobodny: i popłakać się, i powściekać, i wrócić do czegoś.

Teraz, kiedy pracuję w Warszawie, mało czytam. Wracam do domu bardzo późno, koło dwunastej, pierwszej w nocy. Jak widzę, że książka zaczyna mnie wciągać, to zamykam, nie lubię takiego czytania: dziesięć stron, zakładka. To zabija całą przyjemność. Cieszę się, kiedy jadę nad jezioro, bo wiem, że jak mnie książka pochłonie, to mogę z nią siedzieć do rana, potem odeśpię.

Moje dzieci masę czytają i pilnuję, żeby moje wnuki nie siedziały tylko przed telewizorem i komputerem, bo uważam, że jeśli człowiek zaskoczy z czytaniem w młodości, potem to już zostaje. Dlatego mnie denerwuje, że szkoła tak często bez sensu uczy polskiego. Nie potrafi do czytania przekonać, zachęcić, pokazać całej frajdy, jaka z tego płynie. To wychowywanie ludzi, którzy do książki już nie wrócą, bo zawsze będzie im się kojarzyła z czymś obrzydliwym. Z przymusem, stopniem, strachem.

Czy po takiej zaprawie sięgną potem sami po książki wyróżnione moją nagrodą?

cdn


 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI