Twitter

Moje Święta

czwartek, 19 grudnia 2013

Słyszałam kiedyś historię opowiedzianą przez wolontariuszkę „Szlachetnej Paczki” o darczyńcach, którzy najbardziej zapadli jej w pamięć. Wbrew zasadom przekazywania podarków za pośrednictwem organizacji koniecznie zamożne małżeństwo chciało dostarczyć je osobiście w obecności swoich dorastających dzieci. Dzieci, którym nigdy niczego nie brakowało. Auto wypełnili po brzegi dziesiątkami torebek z prezentami i zawieźli je potrzebującej, wielodzietnej rodzinie. Emocje, które wywołało to spotkanie były dla wszystkich jego uczestników niezapomniane. A dla nastolatków okazała się to być wyjątkowa lekcja dzielenia się i dawania.

Okres przedświąteczny to dobry czas na takie lekcje. Swoim wnukom tłumaczę, że dawanie może być nawet większą frajdą niż otrzymywanie. I że warto rozejrzeć się wokół czy nie ma w pobliżu kogoś, dla kogo wymarzonym prezentem są… ciepłe buty na zimę. Zwłaszcza nastolatkom, zafiksowanym na prezentach w postaci najnowszych gadżetów elektronicznych, pokazuje to szerszą perspektywę.

Jeśli chodzi o kupowanie prezentów najbliższym przekonuję zwłaszcza moje wnuki, by myślały o tym, co sprawi radość obdarowywanemu a nie im samym. Kilka dni temu rozmawialiśmy na ten temat i powiedziałam im, że czasem nawet lepiej jest coś narysować czy wykleić niż wydać pieniądze w pierwszym lepszym sklepie na cokolwiek. Nie należy też prowadzić akcji edukacyjnych pod hasłem „zmienię Twoje poglądy” – jeśli sama uwielbiam książki Lema czy literaturę feministyczną, to nie znaczy że kupując je osobie, która tych gatunków nie lubi i nie czyta, zmienię jej upodobania. Chociaż w ogóle książki uważam za świetny prezent. Co do zasady – jedyny jaki robię na Święta. Przed Bożym Narodzeniem wolę zaś skupić się na byciu razem i wspólnych przygotowaniach niż prezentowej gonitwie. Jednak wizyta w księgarni to dla mnie sama przyjemność, a do tego książka jest zawsze wartościowym prezentem. Kilka dni temu byłam w Olsztynie, patrząc co nowego na półkach. Znalazłam sporo dobrej literatury - „nowego Pilcha” ("Drugi dziennik. 21 czerwca 2012 – 20 czerwca 2013"), „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator (za którą otrzymała Nagrodę Nike) czy świetną autobiografię Krysi Kofty. Jest w  czym wybierać. A więc moi bliscy, jak co roku, mogą się ode mnie spodziewać tylko i aż książek. Wnuki i tak robią swoje zamówienia wysyłane do Św. Mikołaja ze Stanów, czyli mojego męża. Przyzwyczaił je, że zawsze przywozi niespodzianki. Dziadek na odległość jest w kwestii prezentów bardziej życzliwy. Uważam, że dzieci są potem zasypywane wielką liczbą prezentów i nie doceniają ich. Ja wolę dawać, kiedy jest szansa powiedzenia dlaczego, jako dowód myślenia o kimś, a nie jest to tylko zwyczaj, że trzeba komuś coś dać.

Ale dość o prezentach, bo w Święta naprawdę nie o to chodzi. Dla nas będą one w tym roku wyjątkowe, bo po raz pierwszy po pożarze i odbudowie naszego warmińskiego domu będziemy je obchodzić na wsi. Przy wigilijnym stole zasiądzie 19 osób. Plan jest następujący: przyjeżdżamy wcześniej i wszyscy razem sprzątamy, gotujemy, śpiewamy. Mamy w końcu trochę czasu dla siebie, zatrzymujemy się w gonitwie. Na to najbardziej czekam. Moja córka rozdzieliła przygotowanie potraw między wszystkich uczestników. Mnie przypadły w udziale kompot z suszu i grzyby w cieście, które co roku przyrządzam. Będą też ryby, kapusta, pierogi, kutia itd. Na pewno wyjdzie ponad 12 tradycyjnych dań.

Dzieci za to przygotowują jasełka. Co roku kto inny jest reżyserem i scenariusz jest dostosowywany do aktualnego składu rodziny. Pamiętam takie jasełka, kiedy Antek, syn Pawła, miał rok i występował w roli nowonarodzonego Jezuska. W minione Święta całe przedstawienie było bardzo modernistyczne, nie wiem co wymyślą teraz. Gromadka młodych artystów pomysły miewa zupełnie nietypowe. Nam, pokoleniu dorosłych pokazuje, że są inne sposoby myślenia o tym, co wydawałoby się, że już dawno zostało opowiedziane.

Żeby atmosfera była prawdziwie świąteczna potrzebujemy już tylko śniegu. Byłam parę dni temu na wsi i wizja lokalna pozwala wierzyć, że Święta na warmińskiej wsi będą białe. Wielka choinka stanęła w domu, druga okazała jest na zewnątrz. Zostały nam tylko drobne dekoracje do przygotowania. Zaraz potem wspólne gotowanie, kolędowanie, świętowanie, bycie razem… Na to czekam najbardziej.

Po Świętach tradycyjnie pojedziemy z mężem do Zakopanego i zabierzemy ze sobą jedno z dzieci mojej córki i jedno syna. To dla nich tradycyjny wyjazd narciarski w nagrodę. W tym roku pojedzie z nami wyjątkowo  trójka, bo szesnastoletni Kuba uznał, że zbliża się do dorosłości i w przyszłym roku pewnie go nie zabierzemy, więc chce jechać jeszcze teraz jako dziecko. Sam sobie wyznaczył granicę.

Noc sylwestrową jak zwykle spędzimy w zakopiańskim Teatrze im. Stanisława Witkiewicza. Ciekawa jestem, czym w tym roku zaskoczy nas Andrzej Dziuk. Na pewno będzie to uczta dla duszy. Potem będziemy witać Nowy Rok w towarzystwie aktorów, przyjaciół oraz świetnej muzyki. W ostatnich tygodniach kolano odmówiło ze mną współpracy, więc nie wiem, jak będzie z sylwestrowymi tańcami. W ramach rozsądnego kompromisu mogę zastąpić rock and rolla spokojniejszymi tańcami towarzyskimi. Liczę, że mimo wszystko uda mi się trochę poszaleć na parkiecie, czego życzę także wszystkim Czytelnikom. Niech to szaleństwo skupi się jednak na sylwestrowej nocy, w Święta zatrzymajmy się w biegu i spędźmy czas z tymi, którzy są dla nas najważniejsi. Tego serdecznie Państwu życzę.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI