Twitter

Moja druga połówka

środa, 5 października 2005

Obiecałam wrócić tu do historii mojego wyjazdu do Stanów, który w 1985 roku odmienił moje życie. Stypendium Fulbrighta to było coś. To jest cos zresztą nadal. Na uniwersytet w Minneapolis pojechałam ze specjalnie uszytymi na tę okazję sukienkami. Ale wcześniej obroniłam doktorat u profesora Witolda Trzeciakowskiego, późniejszego eksperta Solidarności przy Okrągłym Stole.

Nie podpisywałam żadnej „instrukcji wyjazdowej”. Mimo zagrożenia, że nie wyjadę, bo tak to wtedy zostało sformułowane. Natomiast pamiętam, pod jaką byłam presją. Jestem w stanie zrozumieć osoby, które instrukcję podpisały, nigdy jej nie realizując. Pamiętam spotkanie w Instytucie Koniunktur i Cen, podczas którego powiedziałam koleżankom i kolegom, jaka jest sytuacja: jeśli nie podpiszę, to najprawdopodobniej nie wyjadę. Co oni na to? Większość mówiła: podpisz, kto cię zmusi do pisania raportów? A ja powiedziałam: nie. Ktoś mnie niedawno zagadnął: pani nie podpisała, a pojechała, to też jest podejrzane.

Najbardziej denerwują mnie ludzie, którzy w tamtym okresie nie funkcjonowali, nie starali się niczego zmieniać, a dziś są katami oceniającymi, co jest słuszne, a co nie. Oni nigdy nie musieli dokonywać takich wyborów. Jeżeli ktoś podpisał instrukcję i nie szkodził Polsce i swoim kolegom, traktowałabym to jako nieważny gest. A jeżeli ktoś podpisał, a później realizował zobowiązania, to sytuacja jest ewidentna. Ale to nie dziennikarze i posłowie powinni to wyjaśniać, a Sąd Lustracyjny.

Najpierw pojechałam sama, miesiąc później ściągnęłam dzieci. Zbyszek zrobił jeszcze tylko habilitację i też dołączył do nas. Ani przez chwilę nie braliśmy pod uwagę, że możemy się rozstać na dłużej. Poza tym chcieliśmy zainwestować w dzieci: dać im szansę podciągnięcia języka angielskiego, poznania innej kultury.

Stany Zjednoczone były dla całej mojej rodziny świetną szkołą życia, niesamowicie nas zintegrowały. Dzieci prawie nie mówiły po angielsku, trafiły do zupełnie innego systemu edukacyjnego, wyrwane ze swojego dotychczasowego środowiska, czuły się wyrzucone poza nawias. Początkowo było im trudno się zaadaptować, zdarzało się, że przebąkiwały o powrocie do Stanów. I to samo było z nami. Mąż też dopiero uczył się angielskiego.

Przed wyjazdem wydawało mi się, że mając stypendium Fulbrighta, może być tylko miło. Ale nie było miło. Szybko się okazało, że trudno za te pieniądze wyżyć. Kiedy nie bilansowały nam się przychody i wydatki, Zbyszek szedł do pracy przy taśmie produkcyjnej.

Ja niby miałam najlepiej. Trafiłam na Wydział Rolnictwa i Ekonomii Stosowanej Uniwersytetu Minnesota w Minneapolis. Byłam tam pierwszą stypendystką z Europy Środkowej – czasem przyglądano mi się, jakbym przyjechała z innej planety. Wszyscy uważali, że u nas się mówi po rosyjsku. Więc robiłam im wykłady z historii Polski. Później zaproponowano mi zajęcia ze studentami. Wykładałam politykę rolną krajów środkowoeuropejskich i jakoś udawało nam się utrzymać odpowiedni status i prowadzić dom otwarty na poziomie nie niższym niż nasi koledzy, co tam liczy się szczególnie.

Wyjechałam na rok, ale stypendium przedłużono mi o kolejny. Miałam zaawansowane badania, dobrze oceniane, które chciałam wykorzystać przy habilitacji. Zbyszek dostał pracę w college’u, a potem wykładał również na Uniwersytecie Minnesota.

Zastanawialiśmy się nad życiem w Stanach. Azylu politycznego nie braliśmy pod uwagę. Chciałam otrzymać kartę stałego pobytu, ale warunkiem dla mnie jako stypendystki był powrót na dwa lata do kraju. Wróciłam, bo musiałam. Nie chciałam być sama. Córka, która kończyła szkołę, została jeszcze do ukończenia szkoły z ojcem, Paweł przyjechał ze mną. Powrót do Polski był dla niego w pewnym sensie poświęceniem, bo w Stanach miał świetne wyniki w nauce i mógł tam studiować gdziekolwiek. To miało być zresztą czasowe rozwiązanie. Zbyszek dostał tam świetną posadę, nie miał do czego wracać i dzielnie trzymał dla nas przyczółek amerykański, bo nie było wiadomo, jak rozwinie się sytuacja w Polsce.

Ale tutaj po ‘89 roku znalazłam sobie miejsce i do Ameryki już nie poleciałam.

cdn








 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI