Twitter

Wyrwać się z klinczu

sobota, 14 lutego 2004

Henryka Bochniarz

Powiedzenie, że czas to pieniądz jest dziś dla Polski wyjątkowo prawdziwe. Nieustanne przetargi polityczne, kto ma dalej rządzić, niekończące się dyskusje: wprowadzać plan Hausnera, czy nie; debaty czy to my jesteśmy dla Europy, czy Europa dla nas, mają bardzo konkretną cenę. Każde 10 groszy trwałej dewaluacji złotego kosztuje państwo rocznie 3 miliardy złotych. Ile jeszcze musimy stracić, by politycy przestali wyłącznie dyskutować, a zaczęli myśleć i działać?

Dwa tygodnie temu byłam w Brukseli. Wizyta była przygnębiająca. Czuje się wyraźną izolację Polski wśród przedstawicieli krajów UE i państw kandydackich, a także w Komisji Europejskiej. Nam się wydaje, że z grudniowego szczytu wyszliśmy zwycięsko, bo obroniliśmy Niceę. Jest dokładnie odwrotnie. Wykorzystuje się każde potknięcie, by nam to uwidocznić.

Kilka osób postanowiło uczcić wejście Polski do Unii Europejskiej, wybierając się do Brukseli karetą. Zajechali na Grand Place i reszta potoczyła się jak w żartach o Polakach. Po paru piwach i słownych utarczkach z przechodniami woźnice pospadali z siedzeń, konie poniosły. Przyjechała policja, sprawdziła paszporty. Nie było w nich stempli przekroczenia granicy. Nakazała opuszczenie Belgii.

Prasa i telewizja przez dwa dni zajmowały się tym wydarzeniem pokazując, jak Polacy świętują przymierze z UE.

A w kraju trwa histeria "Nicea albo śmierć", w której rząd stał się zakładnikiem opozycji.

W innych sprawach nie lepiej: jedni rozmawiają z drugimi, drudzy z trzecimi, jeszcze inni żonglują głosami w zależności od liczby otrzymanych stanowisk, jakby na tym właśnie miało polegać uprawianie polityki.

Sejm, jakby nigdy nic, na zimowym urlopie, a decyzje co do uchwalenia planu Hausnera (przynajmniej pierwszego pakietu ustaw) znowu odłożone o kolejne dwa tygodnie, bo trudno uchwalać plan bez konkretnych ustaw. Gdy za euro przyjdzie płacić 5,20 zł, niezbędne oszczędności w nim trzeba będzie powiększyć o ponad 20 mld złotych budżet na rok 2004 przygotowano przy prognozie kursu na poziomie 4,50 zł za euro.

Niezbędny plan ratunkowy

Polsce potrzebny jest plan ratunkowy, który dziś powinien sprowadzać się do dwóch zasadniczych punktów: utrzymania warunków wzrostu gospodarczego i poprawy relacji z Unią Europejską. Musi on powstać dziś, a nie jutro czy za trzy tygodnie. Wymaga pełnej mobilizacji wszystkich: prezydenta, premiera, rządu, odpowiedzialnych sił politycznych w Sejmie, czyli przede wszystkim Platformy Obywatelskiej. Polityczne kłótnie, licytowanie się populizmem i wysyp kolejnych obietnic bez pokrycia na pewno nie załatwią tego, co trzeba zrobić. A trzeba wyraźnie powiedzieć, że Polski nie stać na czekanie, na odłożenie reform po wyborach, gdy nowa władza się połapie i okrzepnie. Widać przecież, jak drogo płacimy za to, że SLD zbierało się do reformy finansów dwa lata.

Niezależnie od tego, która partia będzie u władzy, stanie przed koniecznością uporządkowania i ograniczenia wydatków publicznych. Jeżeli planu Hausnera nie przypieczętujemy już dziś przyjęciem stosowanych ustaw i nie zaczniemy ich realizować, społeczne, gospodarcze i polityczne koszty tej zwłoki będą olbrzymie. Plan Hausnera jest warunkiem koniecznym uzdrowienia finansów publicznych, choć ciągle niewystarczającym zwłaszcza po zmianach, wprowadzonych w wyniku konsultacji społecznych i powodujących przesunięcie w czasie efektów ograniczeń w wydatkach socjalnych.

Nie wprowadzając do budżetów na lata 2004 - 2007 zmian zapisanych w planie Hausnera, już w tym roku przekroczymy próg 55 proc. relacji długu publicznego do PKB, a w 2005 r. - próg 60 proc. Doprowadzi to konstytucyjnego przymusu zrównoważenia budżetu, co oznacza automatyczne dostosowanie wydatków budżetowych do poziomu wpływów. Zakładając hipotetycznie, że przymus taki wystąpił np. w warunkach 2004 r., oznaczałoby to konieczność zmniejszenia wydatków tylko w 2004 r. o 45,5 mld zł, co stanowi prawie 70 proc. planowanych na ten rok wydatków społecznych. Plan Hausnera zakłada natomiast ograniczenie planowanych dzisiaj na lata 2004 - 2007 wydatków łącznie o 50 mld zł. Zestawienie tych dwóch liczb pokazuje skalę problemów, z jakimi będziemy mieć do czynienia, jeżeli politycy decydujący o naszej przyszłości nie poprą tego planu.

Brak reformy finansów publicznych oznacza rosnący dług publiczny i wzrost potrzeb pożyczkowych państwa, co prowadzi nieuchronnie do załamania równowagi makroekonomicznej, a następnie do kryzysu walutowego. Mimo odmienności warunków, które wywołały kryzys w Argentynie, w Polsce może także zrealizować się czarny scenariusz. Narastające potrzeby pożyczkowe państwa i zwiększający się wraz z nimi dług publiczny wymuszą wzrost obciążeń podatkowych, a te zniszczą szanse na wzrost gospodarczy. Spowoduje to spadek wpływów do budżetu z podatków (mimo wzrostu ich stawek). Inwestorzy będą wówczas wymagali wyższego oprocentowania skarbowych papierów wartościowych - jako premii za ponoszone ryzyko - a więc obsługa zadłużenia będzie pochłaniać coraz większą część wydatków budżetu (w 2004 r. - 14 proc.). W pewnym momencie ryzyko stanie się na tyle duże, że inwestorzy przestaną kupować obligacje emitowane przez państwo, które nie będzie miało pieniędzy na pokrycie bieżących wydatków. I zbankrutuje.

Niezbędna inwestycja

Plan Hausnera po cięciach nie gwarantuje utrzymania w 2005 roku relacji długu publicznego do PKB poniżej 60 proc. Potrzeby pożyczkowe państwa w 2004 i 2005 r. wyniosą 365 mld zł, rocznie o 17 - 20 mld zł więcej niż w 2003 r. Pieniądze z sektora finansowego, zamiast kredytować inwestycje przedsiębiorstw, będą kredytowały budżet.

Plan Hausnera po korektach pozwala na zaoszczędzenie w latach 2004 - 2005 łącznie 13,9 mld zł (na administracji i wydatkach społecznych). Przed korektą oszczędności były większe o 3,3 mld zł. Przesunięcie tej kwoty na okres 2006 - 2007 powoduje wzrost potrzeb pożyczkowych w tym roku i następnym, a więc i zwiększenie kosztów obsługi zadłużenia. Może to zniwelować pozytywne skutki ograniczenia wydatków budżetowych w latach 2004 - 2005. Dlatego popierając plan Hausnera trzeba równocześnie głosować za nowelizacją ustawy budżetowej na 2004 r. oraz zabiegać o przyjęcie relatywnie niskiego deficytu w budżecie na 2005 r. Musi się to wiązać z przyspieszeniem prywatyzacji, zwłaszcza iż służy ona nie tylko zwiększeniu wpływów do budżetu, ale również poprawie efektywności gospodarowania i rozwojowi rynku kapitałowego.

Polsce grozi izolacja

Plan Hausnera jest konieczny do stworzenia warunków utrzymania wzrostu gospodarczego (a doraźnie także do zahamowania spadku kursu złotego), natomiast rewizja stanowiska "Nicea albo śmierć" jest niezbędna do wykorzystania szansy płynącej z członkostwa w UE. Czas już przestać myśleć kategoriami "Mesjasza narodów" i realnie spojrzeć na rzeczywistą siłę polityczną i gospodarczą kraju. Doceniam podjęcie przez rząd intensywnych starań o utrzymanie w mocy korzystnych dla Polski zapisów traktatu nicejskiego, dotyczących sposobu ważenia głosów. Jednak krytyczne reakcje zdecydowanej większości krajów unijnych i "nowych" państw - a także opinie, z jakimi spotykamy się bezpośrednio ze strony partnerów w UE - skłaniają do modyfikacji polskiego stanowiska.

Powody są oczywiste: integracja europejska była i pozostaje przede wszystkim zjawiskiem gospodarczym. Dla Polski oznacza szansę działania na największym wspólnym rynku świata, przyśpieszenia postępu technicznego, pozyskania kapitałów i partnerów inwestycyjnych, poprawy jakości uregulowań systemowych i prawnych. Są to nieodzowne przesłanki powodzenia polskich przedsiębiorców i ich aktywnej roli w tworzeniu dochodu, zatrudnienia oraz w rozwiązywaniu problemów społecznych.

Stopień spełnienia tych oczekiwań zależy w ogromnym stopniu od tego, jak Polska będzie postrzegana w Unii. Projekt konstytucji unijnej jest aktem szczególnej rangi, stanowi odpowiedź na warunki wynikające z rozszerzenia europejskich wspólnot. Nie neguję znaczenia zapisanych tam procedur formalnych. Uważam jednak, że o faktycznej pozycji każdego członka Unii decydować będą jego ekonomiczny i społeczny potencjał, a także skłonność i zdolność do umacniania integracji europejskiej i jej instytucji w duchu realizmu i kompromisu. Z moich rozmów w Brukseli i kontaktów z organizacjami pracodawców wynika, że w obecnej sytuacji wizerunek Polski nie jest dobry. Co więcej, kilkadziesiąt dni przed naszym faktycznym wejściem do Unii, spory wokół polskiego stanowiska przesłoniły sprawę zasadniczą - praktycznych przygotowań do członkostwa.

Nic więc dziwnego, że Rada Przedsiębiorczości zaapelowała, by wszystkie siły polityczne, władze publiczne, a także środowisko przedsiębiorców skoncentrowały uwagę na dokończeniu prac legislacyjnych i wprowadzeniu w życie systemowych zasad jednolitego rynku. Od początku członkostwa można też oczekiwać pojawienia się wielu codziennych problemów dostosowawczych. Rozwiązanie wynikających stąd zadań będzie wymagało nie tylko własnego wysiłku, lecz także bliskiej i życzliwej współpracy instytucji unijnych i krajów UE, niezakłóconej politycznymi kontrowersjami. Niezbędne jest też wybranie do Parlamentu Europejskiego i do Komisji Europejskiej najlepszych przedstawicieli, którzy będą profesjonalnie i skutecznie bronić naszych interesów.

Już dziś wiadomo, że znaczna część przyjętych ustaw to legislacyjne buble, które stawiają polskie firmy w gorszej sytuacji niż unijne. Wystarczy przypomnieć ustawę o VAT, akcyzową czy o planowaniu przestrzennym. Części ustaw jeszcze nie uchwalono, choć zależy od nich dobre wykorzystanie funduszy strukturalnych. Dotyczy to ustawy o Narodowym Planie Rozwoju (leży w podkomisji), nowej ustawy o finansach publicznych, która umożliwiłaby samorządom zwiększenie udziału we wstępnym finansowaniu czy współfinasowaniu inwestycji, ustawy o Funduszu Poręczeń Unijnych czy ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

Źle jest z przygotowaniem Polski do korzystania z funduszy unijnych. Dwa z siedmiu programów operacyjnych - wzrostu konkurencyjności przedsiębiorstw i rozwoju zasobów ludzkich - dopiero czekają na akceptację Komisji Europejskiej, a dwa - zintegrowany program rozwoju regionalnego i program restrukturyzacji i modernizacji sektora żywnościowego - są jeszcze w fazie uzgadniania. Regionalne komitety sterujące powołano zaledwie w kilku województwach, a podkomitety monitorujące w żadnym. Czy wobec tego nie są słuszne obawy, że Polska stanie się płatnikiem netto do kasy unijnej?

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy polska gospodarka wyraźnie ruszyła do przodu. Jest możliwe uzyskanie 5-proc. wzrostu PKB w 2004 r. i powolne, ale jednak, zmniejszanie bezrobocia.

Cena poparcia

To są dziś prawdziwe wyzwania, z jakimi musi się zmierzyć i koalicja, i opozycja.

W najnowszej historii mieliśmy już taki moment: w Sejmie kontraktowym, gdy prawdziwie rewolucyjne zmiany wprowadzono ponad podziałami. Być może jest na to szansa również obecnie.

W stosunku do planu Hausnera politycy powinni odrzucić myślenie w kategoriach zysków politycznych, zdrady, roli opozycji, odpowiedzialności rządzących. Powinni potraktować jego poparcie jako koszt polityczny, który trzeba ponieść dla dobra gospodarki, ale także dla własnych korzyści w przyszłości. I przy takim założeniu szukać kompromisu.

Już dziś widać, że warunki podatkowe PO nie będą w tym Sejmie zaakceptowane. Ale może tak być w przyszłym, w którym, jak się dziś wydaje, to właśnie ugrupowanie będzie dysponowało największą liczbą głosów.

Może więc ustalić inną cenę za poparcie wcześniejsze wybory. Przyjęcie konkretnej daty, najlepiej marzec 2005 roku, zdecydowanie uspokoiłoby i rynki finansowe, i "rynki" polityczne. Opozycja do tego dąży; mam nadzieję, że jest też przygotowana do przejęcia rządów.

Jaka jest gotowość akceptacji takiego planu w SLD? Przy dramatycznie niskim poparciu społecznym dla ekipy rządzącej przyjęcie takiego rozwiązania jest dla niej okazją do ocalenia czego się da: resztek malejącego poparcia, imienia partii, która w imię niezbędnych reform jest gotowa na bardzo wiele. - Ustępujemy w imię naprawy Polski - taki wizerunek może pozostawić po sobie SLD. Plan Hausnera, choćby przez nazwisko autora, zawsze przecież wiązał się będzie z obecną ekipą. Będzie z czasem jej legitymacją być może w większym stopniu niż afery, nieudolność i szkodliwość wielu decyzji, co, niestety, składa się na dzisiejszy obraz obecnej władzy.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI