Twitter

Trudna sztuka dialogu

środa, 17 grudnia 2003

Henryka Bochniarz

Nie ma jednej, powszechnie obowiązującej definicji dialogu społecznego. Jego kształt i zakres wyznaczają - w granicach prawa i panujących stosunków społecznych i politycznych - sami partnerzy. Tak też się stało w Polsce, gdy kształt umów zbiorowych dotyczących pracy, zatrudnienia, płac przestał być wyłącznie domeną państwa i związków zawodowych.

Pierwsze porozumienie społeczne w przekształcającej się Polsce, "Pakt o przedsiębiorstwie", negocjował rząd ze skłóconymi centralami związkowymi i skromną reprezentacją pracodawców. Stawka była wysoka, przede wszystkim dla strony związkowej. Mechanizm podwyżek płac w warunkach stabilizującej się gospodarki. Efektem udanych rozmów było także ustanowienie instytucjonalnych ram dialogu społecznego w postaci Komisji Trójstronnej ds. Społeczno-Gospodarczych. Ze skromnymi uprawnieniami, działała początkowo w dużej mierze dzięki wysiłkom i determinacji jej przewodniczącego, niezapomnianego ministra Andrzeja Bączkowskiego. Wiedział on, że właśnie to forum, a nie parlament czy ulica, powinno wypracowywać kompromisy w układach społecznych. Kompromisy przekładane następnie na obowiązujące prawo.

Zmiany, jakie następowały w coraz bardziej prywatnej gospodarce, zapoczątkowanie dużych reform systemu ubezpieczeń, zdrowia i administracji, wyzwania związane z przyszłą integracją z UE, wyznaczały nowy zakres dialogu społecznego. Zmieniały się też reprezentacje jego partnerów. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych dominującym pracodawcą, największym eksporterem, wytwórcą największej części PKB był już sektor prywatny. Jego przedstawiciele musieli więc mieć swoje miejsce w dialogu społecznym. Tak w 1999 roku powstała Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych.

Początki jej aktywności przypadły w trudnym okresie. W parlamencie dominowała atmosfera niekorzystna dla pracodawców. Środowiska związkowe - NSZZ "Solidarność" w ramach AWS i OPZZ w ramach SLD - konkurując o status reprezentacji pracobiorców psuły prawo pracy, prawo ubezpieczeń społecznych, prawo podatkowe. Uchwalano niekorzystne dla gospodarki rozwiązania, przegłosowywano kolejne deficyty budżetowe, ustawy obciążające państwo i gospodarkę. Nie dostrzegano związku pomiędzy obciążeniami podatkowymi, składkami na ubezpieczenie społeczne, wzrostem biurokracji, zwiększającą się samowolą aparatu skarbowego i urzędniczego a spadkiem rentowności przedsiębiorstw, spadkiem poziomu inwestycji, rosnącym bezrobociem. Przedsiębiorcy odczuwali to jako pierwsi, sytuacja ich firm wyraźnie się pogarszała.

W 2000 roku zwróciliśmy się z ofertą rozmów do NSZZ "Solidarność" i OPZZ. Chcieliśmy zmieniać sytuację przedsiębiorcy obciążanego z różnych stron ponad wszelką miarę. Skupiliśmy uwagę na prawie pracy. Długie rozmowy zakończyły się pierwszym porozumieniem. Stały się podwaliną rozwoju autentycznego dialogu społecznego w ramach nowej Komisji Trójstronnej ds. Społeczno-Gospodarczych. Dialogu, w którym każda strona broni swoich racji, ale też potrafi zrezygnować z partykularnych interesów. Dialog społeczny powinien bowiem rozpocząć się od rzetelnego rachunku każdej ze stron, poszukiwania ustępstw najpierw na własnym podwórku, a następnie wypracowywania kompromisów.

Warunki porozumienia

Poprawa sytuacji na rynku pracy może się odbywać tylko przez stworzenie warunków rozwoju firm, zwiększania zatrudnienia. Dla pracodawców, oprócz liberalizacji prawa pracy, priorytetem stała się zmiana prawa podatkowego. Bez zmian podatkowych nie uda się wprowadzić gospodarki na ścieżkę szybkiego rozwoju. Wiedzieliśmy, że trzeba negocjować natychmiast, bo sytuacja przedsiębiorstw i całej gospodarki była trudna.

Wielomiesięczne żmudne rozmowy, dyskusje na zamkniętych sesjach wyjazdowych, odbywanych przy wyłączonych telefonach komórkowych, gorące rozmowy przy kolacjach dały nam to, do czego zmierzaliśmy: kolejne porozumienie, tym razem w sprawie podatków. W 2004 roku pierwszy raz od wielu lat podatki dla firm będą w istotny sposób obniżone.

Zdaję sobie sprawę, że to, co wynegocjowaliśmy w Komisji Trójstronnej w okresie czerwiec - listopad 2003, nie stanowi porozumienia na miarę paktów społecznych zawieranych w Irlandii, Holandii czy paktu z Toledo. Zabrakło odwagi, aby tak jak w Irlandii zapowiedzieć zmniejszenie wszystkich podatków w krótkiej perspektywie. Rząd nie zdecydował się, jak w Holandii pod koniec lat osiemdziesiątych, przeprowadzić cięć w administracji, ograniczyć radykalnie uprawnień emerytalnych i rentowych niektórych grup. Związki zawodowe nie chciały przyznać, jak w Hiszpanii, że chronione przez nich miejsca pracy to bariera dostępu do zatrudnienia dla absolwentów, a interesy pracownicze można chronić inaczej niż tylko przez gwarancje dla związkowych działaczy. Ale uważam, że jak na polskie warunki, w których uczymy się dialogu, osiągnęliśmy dużo.

Niezwykle ważnym efektem naszych kilkumiesięcznych negocjacji jest lepsze zrozumienie interesów każdej strony i siebie nawzajem. Myślę, że dobre relacje w Komisji Trójstronnej oparte są przede wszystkim na próbie zrozumienia interesów drugiej strony.

Autentyczny dialog polega na twardych negocjacjach z partnerem, który ma prawo walczyć o swoje interesy. Tym partnerem dla związków zawodowych przestało być tylko państwo reprezentowane przez urzędników skłonnych do ustępstw na rzecz związków zawodowych. Ich miejsce zajmują zdeterminowani pracodawcy prywatni, gotowi bronić warunków rozwoju swoich firm. Z nimi prowadzi się teraz w Komisji Trójstronnej dialog. Powinien być pozbawiony nieuczciwych praktyk polegających na załatwianiu spornych spraw poza stołem negocjacji, w ministerstwach lub bezpośrednio w parlamencie.

Szersza platforma

Od pewnego czasu rośnie we mnie przekonanie, że dialog społeczny w Polsce potrzebuje szerszej niż dotychczas reprezentacji społecznej. Brakuje w rozmowach ustanawiających reguły między pracobiorcą, pracodawcą i rządem przedstawicieli bezrobotnych. Dobrze więc, że ostatnio przedstawiciel bezrobotnych zyskał status obserwatora w Komisji Trójstronnej. Być może związkowcom trudniej będzie teraz bronić niektórych rozwiązań. Będą mieli za jednego z partnerów reprezentację ludzi poszukujących pracy, dla których barierą zatrudnienia są między innymi obecne rozwiązania. Absolwent wyższej uczelni, który mimo siedemnastu lat nauki nie może liczyć na ofertę pracy, nie upierałby się prawdopodobnie przy regulacjach nadmiernie chroniących pracowników, a usztywniających rynek pracy. Czy na przykład ograniczenie wymiaru świadczeń chorobowych postulowane przez pracodawców to argument nie do przyjęcia dla bezrobotnego, którego jedynym źródłem utrzymania są świadczenia z pomocy społecznej? Kto jest rzeczywistym beneficjentem tego postulatu: pracodawca, któremu z roku na rok rosną obciążenia związane z ubezpieczeniem, czy raczej ZUS, który z roku na rok zwiększa swoje koszty?

Nasza strona

Zawód "pracodawca" jest w naszych warunkach stosunkowo nowy. Jeszcze niedawno jedynym pracodawcą było państwo, a nielicznych właścicieli przedsiębiorstw określano pogardliwie mianem prywaciarzy. W ciągu kilkunastu zaledwie lat okazało się, że państwo nie jest dobrym właścicielem, a gospodarka rozwija się przede wszystkim dzięki przedsiębiorstwom prywatnym. Nie wpłynęło to jednak równie szybko na poprawę wizerunku społecznego tej grupy.

Bardzo często w rozmowach z przedstawicielami związków zawodowych, ale i rządu pojawia się przeświadczenie, że pracodawca i tak sobie jakoś poradzi. W wizerunku pracodawcy wciąż dominuje obraz wyzyskiwacza, który chce jak najszybciej się dorobić. Oczywiście, nie wszyscy wśród nas są święci. Ale trudno oceniać pracodawców przez pryzmat tych nieuczciwych. Kampania przeciw pracodawcom niewypłacającym w terminie wynagrodzeń ma szeroki rezonans. Ale fakt, że największym dłużnikiem w stosunku do pracowników jest sektor publiczny, że pomoc publiczna dla wielkich nierentownych branż to marnotrawione pieniądze wszystkich podatników, jest przez społeczeństwo słabo zauważany. Umorzenie 16 miliardów złotych długów Kompanii Węglowej przeszło prawie niepostrzeżenie. A przecież te długi są spłacane nie z kieszeni tych, którzy je zaciągnęli, ale z pieniędzy wszystkich podatników.

Nie ma bardziej zdecydowanych orędowników zrównoważonego rozwoju niż środowisko przedsiębiorców. Każdy pracownik, bezrobotny, absolwent, którego interes przeciwstawia się często interesowi pracodawcy, powinien być największym sojusznikiem pracodawcy. Nie urzędnik lub związkowiec stworzy nowe miejsce pracy, ale przedsiębiorca. Im skromniejszy jest aparat polityczny i urzędniczy, utrzymywany w rozsądnych rozmiarach na potrzeby publiczne, społeczne i gospodarcze, tym więcej przestrzeni dla rynku, w tym także dla rynku pracy. O taki zrównoważony i sprawiedliwy rozwój zabiegać powinni wspólnie wszyscy Polacy: przedsiębiorcy, pracownicy i bezrobotni.

Jaka przyszłość

Rozpoczęty dialog trzeba kontynuować. Mimo rozczarowań żadna strona nie może rozgrzeszyć swojej bierności zaniechaniem drugiej strony. Także działania podejmowane przez strony i organizacje nie mogą deprecjonować lub zaprzepaszczać wspólnych wysiłków. Rozmowy powinny odbywać się równolegle z udziałem jak najszerszych grup społecznych, które muszą mieć prawo przedstawienia swojej wizji państwa.

Zasadą dialogu powinna być wola porozumienia, jeśli zaś brak takiej woli, należy odejść od stołu i nie utrudniać innym znalezienia porozumienia. Dialog społeczny prowadzimy w interesie pracodawców i zatrudnionych, emerytów i rencistów oraz bezrobotnych - w interesie dużych i małych firm, w interesie pracowników sektora prywatnego, ale i górników, kolejarzy, pielęgniarek, wreszcie bezrobotnych i absolwentów. Prowadząc dialog, pamiętajmy zwłaszcza o tych, którzy są zbyt słabi, aby głośno upomnieć się o swoje racje.

Dobra wola porozumienia i oderwanie się od wąskich branżowych interesów na rzecz interesu ogólnospołecznego i interesów całej gospodarki powinny być podstawowym wyznacznikiem ocen poszczególnych postulatów. W negocjacjach, bez względu na światopogląd czy sympatie polityczne, towarzyszyć powinny nam przede wszystkim wartości i zasady nie tylko zapisane w "Zasadach dialogu społecznego", ale także słowa Ojca Świętego. I mimo że są wśród nas zwolennicy ekonomicznych teorii neoliberalnych: Hayka, Friedmana, Beckera, ale i Keynesa, to na gruncie zasad ekonomii uda się nam porozumieć, pod warunkiem że pozbędziemy się myślenia kategoriami walki klas i przeciwstawiania interesów pracy i kapitału. Uważam, że w obecnej sytuacji dialog społeczny nie ma alternatywy. 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI