Twitter

Rząd bez strategii to tymczasowy zarządca, a nie lider

wtorek, 21 maja 2013

Polska wciąż jest krajem ogromnych możliwości, nadal mamy spore rezerwy niezbędne do szybkiego wzrostu gospodarczego i poprawy konkurencyjności. Warunek jest jeden: władze muszą przestać traktować siebie i nas jako dwie antagonistyczne grupy o sprzecznych interesach.

Państwo w kluczowych obszarach musi zdefiniować swoje wizje i priorytety. Brak uzgodnionej polityki gospodarczej jest dziś barierą rozwoju, a jej przezwyciężenie wymaga tylko jednego - odpowiedzialnej pracy administracji i konstruktywnej debaty z przedsiębiorcami i innymi środowiskami. To najmniej kosztowna i zarazem najbardziej pilna inwestycja. Jednak kiedy patrzymy na potrzeby kraju, nie możemy się ograniczać wyłącznie do polityki gospodarczej, ale musimy kreślić szerokie wizje i cele także w innych obszarach. Rząd bez dalekosiężnych wizji, bez ambitnych celów staje się tylko zarządcą, a nie liderem.

W 2007 r. ludzi poruszyło hasło „Zmień kraj!". To zobowiązanie rządzących, które każe, rozwiązując problemy teraźniejszości, stale myśleć o przyszłości, o tym, jakiej Polski chcemy za 10, 20 czy 30 lat. Nie tylko Polski, lecz także Europy. Dlatego nie do zaakceptowania jest przeciwstawianie podejścia nazywanego pragmatycznym i filozofii koncentrowania się na ciepłej wodzie w kranie. Jedno z drugim się wiąże. Alternatywa albo jedno, albo drugie jest dla Polski szkodliwa. 20 lat temu marzyłam, żeby moje dzieci mogły na jakiś czas wyjechać z kraju, uczyć się i pracować. Dzisiaj marzę, żeby moje wnuki, mając takie możliwości, chciały tutaj wrócić, żeby Polska była ich miejscem na ziemi, z którego są dumni, gdzie znajdą pracę, dobrą szkołę i opiekę zdrowotną, gdzie chodniki są proste, a ludzie życzliwi. Ale żeby tak się stało, ciepła woda w kranie i wymachiwanie biało-czerwoną chorągiewką nie wystarczą. Muszą być wizja, strategia i muszą im towarzyszyć pozytywne emocje. Tylko dzięki takiej perspektywie rozwiązania dziś podejmowane zapewnią modernizację i rozwój.

Priorytetem powinno być zwiększanie zatrudnienia, sprzyjanie tworzeniu nowych miejsc pracy, a nie konserwowanie przywilejów czy rozwiązań, które możliwości zatrudnienia ograniczają. Służyć temu może lepsze dopasowanie obciążenia pracą do koniunktury, ograniczenie kosztów zatrudniania. Wielu polityków, związkowców, wiele osób publicznych, choć sami nigdy nie zatrudnili nikogo na własny rachunek, z pogardą mówi o umowach śmieciowych, wrzucając do jednego worka bardzo różne formy zatrudnienia. Nie definiują jednak, które z tych umów są prawdziwie śmieciowe, a które nie. W społeczeństwie rodzi to przekonanie, że ogromna część Polaków pracuje na takich właśnie umowach, zaś związkowcy budują oczekiwanie, że prawdziwa umowa to tylko taka na czas nieokreślony. Czas jasno powiedzieć, że era jednej stałej pracy od szkoły do emerytury się skończyła. Będziemy musieli w ciągu swojego zawodowego życia zmieniać ją kilkakrotnie i kilkakrotnie zmieniać też jej charakter czy profil. Pytanie jest więc inne: jak przygotować Polaków do tej zmiany i jak sprawić, by mimo wszystko czuli się bezpiecznie z jednej strony i byli elastyczni z drugiej.
Dobrze stanowione prawo to najbardziej bezinwestycyjna forma wsparcia gospodarki i rozwoju społecznego. To klucz do budowy państwa prawa, utożsamiania się obywateli z tym państwem, do sprawnego nim zarządzania, wreszcie do poszanowania prawa. Tylko pytanie - jak stanowienie prawa uzdrowić? „Czarna Lista Barier" Lewiatana pęcznieje, i to mimo kolejnych deregulacji i deklaracji premiera, że każdy nowy przepis wymaga usunięcia innego. Tymczasem na najprostsze i oczywiste zmiany przepisów nie możemy się doczekać latami. A to kosztuje. Jak szacują eksperci Deloitte,dobra deregulacja pozwoliłaby firmom zaoszczędzić rocznie co najmniej 35 mld zł, co oznacza blisko 7 mld zł w kasie państwa. Ile w takim razie zaoszczędzilibyśmy wszyscy, także nasze państwo, gdybyśmy mieli dobre prawo, którego nie trzeba deregulować?

Trzeba odbudować dialog społeczny i obywatelski. Formalnie odbywają się spotkania zespołów i komisji trójstronnej, ale nie mają praktycznego wpływu na stan państwa. Jako konfederacja nie narzekamy na brak kontaktów z administracją, jednak w kluczowych kwestiach zbyt często kończy się na wysłuchaniu i konkluzji „nie, bo nie" albo pomijaniu stanowisk, opinii czy próśb o możliwość zaprezentowania swojego stanowiska i dyskusji. Proces konsultacji projektów ustaw i rozporządzeń jest traktowany przez wielu urzędników i polityków jako zło konieczne. A warto byłoby się dowiedzieć, co o proponowanych rozwiązaniach sądzą ich przyszli wykonawcy, którzy mają tę przewagę nad administracją, że potrafią rozwiązanie ocenić z wielu perspektyw, a nie tylko jednego ministerstwa.

Z dialogiem obywatelskim jest niewiele lepiej. Zamiast w trudnym czasie jednoczyć siły i skupiać się wokół ważnych spraw, jesteśmy podzieleni, skłóceni, i to w istocie w kwestiach drugo- i trzeciorzędnych, które nagle stały się raq'a stanu i spychają z pola uwagi najważniejsze wyzwania.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI