W wielu miejscach byłam, ale nie spotkałam tego typu inicjatywy, a do tego trwającej tyle lat. Myślę o Cioci Jadzi i jej koncertach dla dzieci w warszawskiej filharmonii. Fenomen niewiarygodny – mam takie wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Bo sama chodziłam na te koncerty, potem chodziłam z moim bratem, potem z moimi dziećmi, teraz chodzę z wnukami. A Ciocia Jadzia jest dokładnie taka sama i naprawdę czasami mam takie wrażenie, że te wszystkie lata nie minęły.
To fenomenalne przedsięwzięcie. Bo trzeba mieć ogromną wiedzę, żeby potrafić o muzyce opowiadać dzieciom w taki sposób, żeby one były tym zainteresowane, żeby to nie było nudne. Nie oszukujmy się, przychodzą tam dzieci i mniejsze i większe, ze szkół muzycznych, ale nie tylko, i dla nich skupienie się jest rzeczą dość trudną. Tymczasem Ciocia Jadzie tak potrafi zbudować swoje koncerty, że one siedzą od początku do końca zafascynowane.
A koncerty te dają taką solidną podstawę, to, co w Polsce niestety jest bardzo słabym punktem, bo my nie mamy tych tradycji. Jest tak, jak jest. Inteligencja została wytrzebiona, praktycznie po wojnie zaczynaliśmy od zera. Dla wielu problemem jest nawet zachowanie się przy stole, bo gdzie mieli się tego nauczyć, jeśli większość z nas jest produktem awansu społecznego. To samo dotyczy koncertów. Masa ludzi boi się iść do filharmonii, bo jest to dla nich świat zupełnie obcy, w którym nie czują się komfortowo. A jeśli już osiągnęli jakąś pozycję, to tym bardziej. Nie są w stanie rozpoznać instrumentów, nie wiedzą, kiedy klaskać, nie wiedzą, jaka jest konstrukcja poszczególnych utworów muzycznych... Gdy się ma już ileś lat, to ciężko się do tego przyznać.
Ja myślę, że te koncerty Cioci Jadzi są fantastyczne właśnie przez to, że dają dzieciom, a myślę, że i sporej części rodziców i dziadków, właśnie taką wiedzę. To jest naprawdę fantastyczne przedsięwzięcie. Myślę, że istnieje świadomość tego, bo biletów raczej nie można dostać (chociaż jeżeli koncerty odbywają się raz na dwa tygodnie, to jedna sala filharmonii na tak wielkie miasto jak Warszawa, to też nie tak wiele).
Ciocia Jadzia buduje swoje koncerty wokół jednego tematu, z ogromną kulturą, zachęca dzieci do aktywności, cały czas jej słuchacze odpowiadają, jaki to jest instrument, jaki kompozytor... Gdy dzieci przejdą przez te koncerty, to czy chcą czy nie chcą, muzyka staje się im bliższa. Patrzę na swoje wnuki, które nie zawsze są jednakowo zainteresowane, ale sam fakt, że w tym uczestniczą, oswaja je z muzyką i nie tylko, wyrabia nawyki.
Przypomina mi się takie wydarzenie... To była chyba czwarta rocznica Konfederacji. Współsponsorowaliśmy jeden z koncertów w ramach Festiwalu Beethovenowskiego. Była bardzo długa część oficjalna, myśmy to ewidentnie źle zaplanowali, w związku z tym koncert, który miał się odbyć, zaczął się dość późno. Skutek był taki, że gdy była przerwa, to spora część ludzi po prostu wyszła. A ponieważ po koncercie miał być bankiet, to część uważała, że zamiast konsumpcji muzyki, lepsza jest konsumpcja dóbr doczesnych. I potem były jakieś straszne krytyki, że ci biznesmeni nie mają żadnego pojęcia, klaszczą nie wtedy, kiedy trzeba, szczękają widelcami w trakcie, kiedy artysta gra itd. itd.
Przywołuję to zdarzenie, bo właśnie w czasie ostatniego pobytu w Brukseli stwierdziłam, że nie tak daleko odbiegamy od standardów, wydawałoby się, „europejskich”. W trakcie jednego ze spotkań biznesowych była kolacja – Gala Dinner z udziałem prezydenta Austrii, bo Austria ma prezydencję w Unii, a załącznikiem do kolacji było... „Requiem” Mozarta. Muszę przyznać, że gdybym nie wiem, jak myślała, to takie zestawienie nie przyszłoby mi do głowy. Ja siedziałam akurat tuż przy scenie, więc słuchałam muzyki, natomiast cała reszta gadała, jadła, w ogóle się nie przejmując. Oczywiście klaskali po każdej części, więc stwierdziłam, że to też nie jest tak, iż musimy mieć takie wielkie kompleksy...
Jest faktem, że to co było kiedyś standardem, i było nie do pomyślenia, żeby pewnych reguł nie przestrzegać, zmieniło się, kultura też się zdemokratyzowała. To już nie jest dzisiaj coś dla wybranych, którzy wiedzą, kiedy, jak itd. Ja generalnie wyznaję zasadę, że trzeba mieć po prostu dużo pokory i jeśli czegoś nie wiem, to rozglądam się, co robią ludzie obok, staram się zapytać. Natomiast tutaj wyraźnie widać było, że ta czołówka europejskiego biznesu nie ma żadnych kompleksów. I może my też powinniśmy się tych kompleksów pozbyć. Co nie znaczy, że ja mam zrezygnować z moimi wnukami z koncertów w filharmonii...
cdn