Twitter

Więcej pracy czy płacy?

czwartek, 19 maja 2005

Henryka Bochniarz

Bezrobocie jest najtrudniejszym i najpoważniejszym wyzwaniem społecznym i gospodarczym Polski. Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" od zawsze podkreślała potrzebę wspólnego działania i rządu, i pracodawców, i związków zawodowych na rzecz tworzenia warunków ekonomicznych, prawnych i administracyjnych dla powstania miejsc pracy.

Pierwsze efekty już są: bezrobocie nie rośnie, a nawet są oznaki, że zaczyna spadać. Dlatego też PKPP Lewiatan jest przeciwna podniesieniu wskaźnika wzrostu przeciętnych wynagrodzeń w przedsiębiorstwach z większościowym udziałem skarbu państwa z planowanych 4,5 do 5,14 proc. Jesteśmy temu przeciwni, mając pełną świadomość, że w roku wyborczym niewielu będzie odważnych, zarówno w rządzie, wśród związków zawodowych, jak i pracodawców, którzy będą potrafili zamiast przysłowiowej kiełbasy dać Polakom nadzieję na długotrwały wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Nie sprzeciwiamy się jednak dlatego, że nie chcemy, by pracownicy więcej zarabiali, ale dlatego, że nie da się pogodzić dwóch strategii: coraz wyższych płac i coraz większego zatrudnienia. OPZZ nie chce tego zrozumieć - dziś związkowcy będą w tej sprawie manifestować przed Sejmem, kancelarią premiera i siedzibą Lewiatana. W sytuacji, kiedy zaledwie nieco ponad połowa Polaków w wieku produkcyjnym pracuje, kiedy pracuje niewiele ponad 60 proc. młodych ludzi (do 24 lat), bezwzględnym priorytetem powinno być zwiększenie zatrudnienia. Nie da się napędzać gospodarki wzrostem popytu konsumpcyjnego kreowanego przez podwyższanie płac, przy bezrobociu sięgającym 19 proc. Skuteczniej pobudzimy popyt dzięki zatrudnianiu bezrobotnych. Co najmniej z kilku powodów.

Po pierwsze, zmniejszenie bezrobocia i lęku przed brakiem pracy wpływa na optymizm konsumentów w zdecydowanie większym stopniu i silniej pobudza popyt niż wzrost wynagrodzeń, zwiększa bowiem skłonność do zakupów.

Po drugie, każdy zatrudniony bezrobotny uwalnia budżet od wypłacania zasiłku, pomocy socjalnej i dodatkowych zobowiązań, a to pozwala efektywniej lokować budżetowe pieniądze, ograniczać deficyt budżetowy, a tym samym wzmacniać wzrost gospodarczy. Zawsze lepiej dawać pracę niż zasiłki. Związkowcy nie czują się rzecznikami bezrobotnych, ale powinni być rzecznikami rozwoju i utrwalenia zdrowych tendencji w gospodarce, nie zaś psucia jej nieuzasadnionym wzrostem płac.

Po trzecie, bezrobocie w Polsce ma coraz częściej charakter długotrwały. To prowadzi do nasilenia się zjawisk społecznego wykluczenia całych rodzin, a nawet regionów. Płace i tak rosną Są i inne argumenty. Propozycja podniesienia w 2005 r. maksymalnego rocznego wskaźnika przyrostu przeciętnego wynagrodzenia była podyktowana przewidywaniami dotyczącymi inflacji. W grudniu 2004 r. obawy, że inflacja przekroczy w 2005 r. zakładany poziom 2,8 proc., były uzasadnione. Jednak obecnie można przewidywać, że tak się nie stanie. Oznacza to, że przy planowanym wzroście wynagrodzeń o 4,5 proc. wynagrodzenia pracowników przedsiębiorstw z większościowym udziałem skarbu państwa wzrosną realnie prawie o 2 pkt proc. Warto też zauważyć, że poziom przeciętnego wynagrodzenia pracowników przedsiębiorstw z większościowym udziałem skarbu państwa jest wyższy od poziomu przeciętnego wynagrodzenia pracowników przedsiębiorstw prywatnych - w 2004 r. 0 10,6 proc. (2762 zł wobec 2498 zł). 1 dzieje się tak mimo gorszej kondycji finansowej publicznych przedsiębiorstw.

Oznacza to, że argument o konieczności poprawy sytuacji pracowników przedsiębiorstw publicznych nie jest uzasadniony. Tym bardziej że związkowcy nie zgodzili się na nasz wcześniejszy postulat, by wzrost wynagrodzeń dotyczył tylko tych firm, które nie korzystają z pomocy publicznej. Bez takiego zastrzeżenia największymi beneficjentami wzrostów płac są pracownicy branż, w których i tak zarabia się znacznie powyżej średniej krajowej, choć na ich restrukturyzację płacili i nauczyciele, i pielęgniarki, i wszyscy inni, i to dziesiątki miliardów złotych. Samo górnictwo pochłonęło ponad 40 mld zł. Istnieje też niebezpieczeństwo wywołania ogólnej presji płacowej, także w przedsiębiorstwach prywatnych. Będzie to skutkowało powrotem Rady Polityki Pieniężnej do restrykcyjnego nastawienia. Ono zaś będzie miało negatywny wpływ na skłonność przedsiębiorstw do inwestycji, gdyż oznacza możliwość wzrostu stóp procentowych, a tym samym wzrostu kosztów finansowych przedsiębiorstw. W efekcie spadnie rentowność przedsiębiorstw i ograniczone zostaną ich zdolności akumulacyjne. Wzrost kosztów wynagrodzeń i związany z tym wzrost kosztów świadczeń społecznych prowadzi też do ograniczenia konkurencyjności firm. Dotyczy to wszystkich przedsiębiorstw, ale szczególną uwagę należy zwrócić na eksporterów, ponieważ eksport to wciąż podstawowy czynnik utrzymujący dynamikę wzrostu gospodarczego na relatywnie wysokim poziomie.

Odpowiedzialny dialog

Wiem, że trudno akceptować te argumenty, kiedy ledwie starcza na utrzymanie rodziny. To prawda. Ale nie ma innej drogi niż rozwój firm, rozwój gospodarki i tworzenie nowych miejsc pracy. Dopiero w ślad za tym mogą iść wyższe płace i wzrost dobrobytu. Nowych miejsc pracy nie da się zadekretować - od dawna o tym wiemy. One muszą się opłacać. Wyższe płace, większe świadczenia, wyższy poziom gwarancji socjalnych tę opłacalność obniżają. Zmiany wymaga nie tylko podejście do mechanizmów waloryzacyjnych płac, ale również filozofii rynku pracy. Według najnowszych badań ponad 60 proc. młodych ludzi widzi swoją szansę w tworzeniu własnej firmy. I na to można również postawić. Idea samozatrudnienia ciągle jednak jest traktowana przez związki zawodowe jako coś negatywnego. Jak to pogodzić z wymogami rynku i społecznymi oczekiwaniami? Wydawało się, że dla dialogu społecznego w Polsce nastały lepsze czasy. W Komisji Trójstronnej udało nam się tą drogą uzgodnić zmiany w kodeksie pracy, udało się zająć wspólne stanowisko w sprawie obniżenia podatku od działalności gospodarczej, w efekcie coraz częściej mówi się też o obniżce podatków od dochodów z pracy. I to jest dobry kierunek działania. Dlaczego więc teraz musimy negocjować na ulicy? Nie znajduję dobrej odpowiedzi. Odpowiedzialność partnerów społecznych polega na proponowaniu rozwiązań, które znajdują oparcie w faktycznym stanie gospodarki i trwale poprawią sytuację obywateli, także tych, którzy nie mają związkowej siły przebicia. Bycie dobrym wujkiem jest łatwe i pociągające, ale to my musimy wiedzieć, jakie będą w dłuższej perspektywie konsekwencje takich łatwych, ale jednak nieodpowiedzialnych propozycji. W przeciwnym razie staniemy się komisją rozdawnictwa, a do tego nie wolno nam dopuścić.
 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI