Twitter

Panowie politycy, koniec wakacji

wtorek, 25 września 2012

Artykuł ukazał się w Gazecie Wyborczej 24 września 2012 roku

Moje wnuki, pytane przeze mnie kilka dni temu, jak było na wakacjach, odpowiedziały, że już nie pamiętają, bo tyle mają pracy w szkole. I politycy, i administracja, ale także partnerzy społeczni, powinni wziąć z nich przykład i zabrać się do ciężkiej pracy, bo w czasie kryzysu liczy się każdy dzień.

Zapowiedziane expose premiera jest bardzo wyczekiwane, ale nie może usprawiedliwiać urzędniczej opieszałości. Spowolnienie ekonomiczne wymaga szczególnej koncentracji na efektywnej polityce gospodarczej, racjonalnej polityce społecznej i skutecznym zarządzaniu państwem. Inaczej możemy wpaść w tarapaty recesji, spirali długu, wzrostu bezrobocia, obniżenia jakości życia. Nie stać nas na trwonienie publicznych i prywatnych pieniędzy, na marnotrawienie społecznego wysiłku, na błędne decyzje, bo dostępne zasoby są coraz mniejsze, ryzyko recesji zaś zdecydowanie większe. Najważniejszym celem dla rządu i przedsiębiorców powinien być szybki wzrost gospodarczy, który przełoży się na zwiększenie zatrudnienia, da firmom szansę rozwoju, właścicielom zysk, obywatelom dochody, a państwu możliwość finansowania polityk publicznych na odpowiednio wysokim poziomie.

Wbrew powszechnemu przekonaniu, że wyczerpaliśmy proste rezerwy szybkiego wzrostu gospodarczego i poprawy konkurencyjności, ciągle mamy wielkie możliwości. Takie jest zdanie przedsiębiorców. Warunek jest jeden: władze muszą przestać traktować siebie i nas jako dwie antagonistyczne grupy o sprzecznych interesach.

Co robić? Przede wszystkim państwo musi zdefiniować swoje priorytety i wizje. Bez tego nie można rozwijać gospodarki i firm. Dotyczy to praktycznie każdej sfery życia gospodarczego. Od lat wiec o taką strategię prosi się energetyka, która nie wie, w co ma inwestować, bo nie wie, jakie odnawialne źródła energii uzyskają wsparcie. Nie wie też, kiedy ceny energii zostaną ostatecznie uwolnione. Nie wie, co dalej z energetyką atomową, z sieciami przesyłowymi i twardym „nie" wobec unijnej polityki klimatycznej. Potrzebne jest ostateczne zdefiniowanie warunków Narodowego Programu Rozwoju Gazu Łupkowego, inaczej stracimy zaangażowanie inwestorów prywatnych.

Polska jest liderem w produkcji leków generycznych w Europie, dzięki temu mamy jedne z najtańszych leków w UE. Nowe regulacje i system negocjacji cen na leki refundowane prowadzą jednak do obniżenia potencjału rozwojowego krajowego przemysłu, a w konsekwencji do większego importu zamiast rozwijania eksportu. Motoryzacja, dzięki inwestycjom zagranicznym, napędzała nasz eksport. Kryzys, nadprodukcja w świecie i ogromne, niewykorzystane moce sprawiają, że popyt słabnie, a my w Polsce zamiast 660 tyś. samochodów produkujemy ledwie 270 tyś. Słowacja i Czechy aż takich spadków nie notują.

Może warto zapytać, co trzeba zrobić, aby w tym trudnym czasie wesprzeć sektor prywatny, bo jedno miejsce pracy w fabryce samochodów generuje pięć do siedmiu miejsc pracy w gospodarce. Media sygnalizują, że nowe telewizyjne kanały tematyczne łatwiej uruchamiać za granicą niż w Polsce, bo przepisy są zaporowe i drastycznie niekonkurencyjne. Rząd forsuje cyfryzację radia, choć nigdzie na świecie takie projekty biznesowo się nie powiodły.

Branża budowlana przeżywa kryzys, bo system zamówień publicznych doprowadził do wyniszczającej wojny cenowej, upadku kluczowych firm, a w konsekwencji również wielu podwykonawców. Państwo umywa ręce, choć to inwestor publiczny wybierał oferty, czasami dwukrotnie tańsze od kosztorysów. Cementownie wobec boomu drogowego pytają, dlaczego w Polsce nie kalkuluje się nie tylko kosztów bezpośrednich inwestycji, ale całkowitych kosztów w cyklu życia inwestycji. Wtedy by się okazało, że być może autostrady betonowe byłyby korzystniejsze niż te o innych nawierzchniach. Na początek więcej kosztują, ale ich remonty są rzadsze.

Nowy podatek od kopalin gwałtownie zmusza potencjalnych poszukiwaczy możliwości ich wydobycia i inwestorów do rekalkulacji swoich biznesów, bo duże ryzyko jeszcze bardziej wzrosło. Państwo samo nie ma dziś środków na inwestycje, ale zabiera się do tworzenia ułatwień dla prywatnych inwestorów z ogromną opieszałością. Nowe zasady gospodarowania śmieciami przez gminy stały się okazją do budowania monopolistycznych struktur, które nie doprowadzą do poprawy sytuacji, lecz tylko do podwyżek cen. Prywatni inwestorzy i przedsiębiorcy są eliminowani z konkursów i przetargów, choć wielu zainwestowało w instalacje utylizacji odpadów komunalnych.

Otwarte fundusze emerytalne ciągle nie mogą się doczekać określenia zasad wypłat emerytur kapitałowych, a także regulacji zwiększających efektywność ich działania. Za to pojawiają się marne dowcipy i pogłoski, sugerujące, że 300 mld zł z OFE przeniesione do ZUS mogłoby zlikwidować nasze kłopoty, a część opozycyjnych polityków tak chce sfinansować swoje księżycowe „programy gospodarcze".

Brak polityki przemysłowej jest dziś poważną barierą rozwoju gospodarki, a jej przezwyciężenie wymaga tylko jednego - odpowiedzialnej pracy administracji i konstruktywnej debaty z przedsiębiorcami. To najmniej kosztowna i zarazem najbardziej pilna inwestycja. Praca, praca, praca...

Priorytetem powinno być zwiększanie zatrudnienia, sprzyjanie tworzeniu nowych miejsc pracy. Służyć temu może m.in. uelastycznienie czasu pracy, wydłużenie okresów rozliczeniowych, a więc lepsze dopasowanie obciążenia pracą do koniunktury, czy rezygnacja z uzasadnienia rozwiązania stałej umowy o pracę. Wielu polityków, związkowców, wiele osób publicznych, choć sami nigdy nie zatrudnili nikogo, z pogardą mówi o tzw. umowach śmieciowych. Nie definiują jednak, które z tych umów są prawdziwie „śmieciowe", a które nie. W społeczeństwie rodzi to przekonanie, że ogromna część Polaków pracuje na takich umowach. Związkowcy budują oczekiwanie, że prawdziwa umowa to tylko umowa o pracę na czas nieokreślony. Nic bardziej złudnego. Czas jasno powiedzieć, że era jednej, stałej pracy od szkoły do emerytury skończyła się. Będziemy musieli w ciągu swojego zawodowego życia zmieniać ją kilkakrotnie i kilkakrotnie zmieniać też jej charakter czy profil. Pytanie jest więc inne: jak przygotować Polaków do tej zmiany i sprawić, by czuli się bezpiecznie z jednej strony i byli elastyczni z drugiej.

Konieczność doszkalania się, podnoszenia kwalifikacji będzie stałym elementem funkcjonowania na rynku pracy. Umowa na czas nieokreślony, na czas określony, umowa-zlecenie, umowa o dzieło, umowa o pracę dorywczą, umowa projektowa, umowa sezonowa, telepraca, praca tymczasowa i wiele innych - to wszystko powinny być możliwości zatrudnienia. Pytanie jest inne: jakie prawa, jakie obowiązki, jakie koszty i jakie korzyści każda z tych umów powinna nieść ze sobą. Nie jest przecież umową śmieciową umowa na czas określony, która nie różni się niczym od umowy stałej, poza okresem wypowiedzenia i brakiem obowiązku podania powodu rozwiązania umowy. Może czas znieść obowiązek uzasadnienia wypowiedzenia przy umowie stałej, przy zachowaniu okresu wypowiedzenia? Nie jest też śmieciową umowa-zlecenie, która daje ubezpieczenie zdrowotne, opłaca ubezpieczenie emerytalne i rentowe, ma okres wypowiedzenia, nie daje jednak urlopu i nie daje zasiłku chorobowego. Lepiej ją jednak mieć czy nie mieć?

Inna sprawa, jeśli zaczyna się takimi umowami manipulować. Obowiązek oskładkowania tylko pierwszej umowy takie możliwości stwarza. Nieco inaczej z umowami o dzieło - tu ubezpieczenie jest dobrowolne i to prowadzi do sytuacji, w której doraźna potrzeba maksymalizacji płacy zwykłe prowadzi do rezygnacji z ubezpieczenia. Za tymi wszystkimi rozwiązaniami kryje się poszukiwanie przez pracodawców rozwiązań obniżających koszty pracy, a przez pracowników maksymalnych dochodów. Przy zmiennej koniunkturze, groźbie kryzysu, wahaniach kursowych, dużych kosztach zwolnień chorobowych, kosztach wejścia pracownika do firmy i ewentualnego zwolnienia - to naturalne, że poszukuje się rozwiązań elastyczniejszych. Pytanie, czego chcemy: czy przetrwania firm i ich rozwoju, a w ślad za tym tworzenia kolejnych miejsc pracy, czy zatrudniania na stałą które w dzisiejszych warunkach może te firmy pogrążyć? Osoba bez pracy musi otrzymać efektywną pomoc w znalezieniu kolejnego zatrudnienia, a nie tylko ofertę bezpłatnego szkolenia, po którym i tak nikt nie chce jej zatrudnić. Urzędy pracy muszą być rozliczane z efektywności wydawanych środków, a dopiero teraz takie kryterium wprowadziło Ministerstwo Pracy, budząc oburzenie urzędników, gdyż połowa wsparcia musi zaowocować powrotem bezrobotnych na rynek pracy.

Jeśli dodać do tych rozwiązań konieczność zmian w ustawie o społecznej inspekcji pracy (setki osób o specjalnym statusie w firmach), w ustawie o związkach zawodowych (kwestia reprezentatywności na poziomie zakładu pracy), możliwość elektronicznego archiwizowania akt osobowych, widać, jak wiele można zrobić dla zmian na rynku pracy.

Te postulaty powtarzamy od lat, od miesięcy zabiegamy o pakiet antykryzysowy, ale Ministerstwo Pracy konkretnych propozycji nie przedstawiało aż do tego tygodnia, zaś naszych, gotowych, nie poddało odpowiednim procedurom. A bezrobocie rośnie. Ile jeszcze będziemy czekać? Deregulować i rozmawiać? Deregulacja i dialog to najbardziej bezinwestycyjne formy wsparcia gospodarki. Niestety, od początku tej kadencji żaden pakiet deregulacyjny nie ujrzał światła dziennego. Ministerstwa konkurują ze sobą: jedno chce wesprzeć płynność firm, przyspieszając zwrot podatku VAT, drugie wprowadza zmiany, które tę płynność pogorszą. I jeszcze dochodzi projekt poselski posłów rządzącej partii.

UOKiK pod hasłem deregulacji proponuje zmiany w ustawie o ochronie konkurencji i konsumentów, które pogarszają sytuację przedsiębiorców. Rząd na ostatnim etapie, bo na posiedzeniu Rady Ministrów, do i tak zdecydowanie niewystarczającej nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych dodał własną zmianę, która pogorszyła sytuację wykonawców. Pozwala ona na wykluczenie firm z przetargu bez kontroli sądowej.

O postępach deregulacyjnych Ministerstwa Sprawiedliwości trudno coś powiedzieć, bo utknęły w uzgodnieniach. A, jak szacują eksperci Deloitte, dobra deregulacja pozwoliłaby firmom zaoszczędzić jakieś 35 mld zł, co oznacza blisko 7 mld zł w kasie państwa.

Dialog społeczny zamarł. Formalnie odbywają się spotkania zespołów i Komisji Trójstronnej, ale nie mają praktycznego wpływu na stan państwa. Jako konfederacja nie możemy narzekać na brak kontaktów z administracją, jednak w wielu przypadkach proces konsultacji projektów ustaw i rozporządzeń jest traktowany przez wielu urzędników i polityków (z nielicznymi wyjątkami) jako zło konieczne.

Zdaję sobie sprawę, że przypadek Amber Gold wzmacnia jeszcze bardziej pogląd tych, którzy uznają, że od biznesu trzeba trzymać się z daleka. Nic bardziej błędnego. Mamy nadzieję, że po lipcowym spotkaniu przedstawicieli biznesu z premierem Donaldem Tuskiem ta praktyka się istotnie zmieni. W czasie kryzysu potrzebne są szybkie, zdecydowane i odważne działania. Wiele spraw można załatwić od zaraz, bez wielkich kosztów. Czas pracuje na naszą niekorzyść. Jeśli natychmiast nie poszukamy porozumienia w kluczowych dla wzrostu gospodarczego sprawach, spowolnienie może okazać się dużo głębsze, zaś powrót na ścieżkę szybkiego rozwoju - zdecydowanie dłuższy.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI