Twitter

Komisja Trójstronna: wszyscy jesteśmy winni fiaska

czwartek, 17 października 2013

Jeżeli jakaś instytucja publiczna nie działa, to w pierwszej kolejności my-ślimy o zmianie przepisów regulujących jej funkcjonowanie. Tymczasem w przypadku trójstronnej komisji kluczem do sukcesu jest zmiana postaw wszystkich stron dialogu. I my, pracodawcy, taką zmianę deklarujemy.

Celem działalności Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych jest łagodzenie napięć społecznych poprzez rozwijanie dialogu pracodawców i pracowników. Niestety przez blisko 20 lat funkcjonowania tego ciała bardzo rzadko udawało nam się wypracowywać wiążące porozumienia, co rodziło poczucie bezsilności i zrozumiałą frustrację. Bijemy się w piersi, gdyż my również jesteśmy współodpowiedzialni za obecne załamanie dialogu. Nie zgadzam się z twierdzeniem związków zawodowych, że za niską efektywność trójstronnej komisji całą winą można obciążyć rząd. To prawda, że nie przywiązywał on dostatecznej wagi do dialogu i nie działał z należytą starannością, ale zawiniły wszystkie strony. My, pracodawcy, nie wykazaliśmy się dostateczną wrażliwością, związkowcom zabrakło wiedzy o funkcjonowaniu przedsiębiorstw w warunkach globalnej konkurencji, a rząd obciąża grzech arogancji.
Każda ze stron była tak skoncentrowana na własnych postulatach, że nie zwracała dostatecznej uwagi na potrzeby pozostałych partnerów. Po drugie, zbyt kurczowo trzymaliśmy się naszych stanowisk, obawiając się, że ustępstwa zostaną źle ocenione przez nasze elektoraty: pracowników, przedsiębiorców, wyborców. Nie podejmowaliśmy trudu tłumaczenia członkom organizacji, które reprezentujemy, dlaczego warto w tej czy innej sprawie zawrzeć kompromis. Lepiej było prezentować się jako odważny, bezkompromisowy przywódca, brak skuteczności tłumacząc złą wolą przeciwnej strony. Po trzecie, negocjacje utrudniało to, że związki zawodowe skoncentrowane w dużych przedsiębiorstwach tradycyjnych branż i sferze budżetowej nie doceniały problemów przedsiębiorstw prywatnych poddanych silnej konkurencji krajowej i zagranicznej. W sektorze prywatnym gwałtowne zmiany na rynku, niska rentowność inwestycji czy wzrost kosztów szybszy od wzrostu sprzedaży oznaczają upadek. W sektorze publicznym koszty często przerzuca się na podatników. Po czwarte, Polska została przyjęta do Unii Europejskiej i nasze oczekiwania są na miarę standardów obowiązujących obecnie w państwach zachodniej Europy. Tymczasem nasza produktywność i dochód na mieszkańca, a w konsekwencji możliwości finansowania inwestycji i konsumpcji są takie jak w państwach skandynawskich, Francji czy Niemczech 40 lat temu. Przyjmowaniu racjonalnych rozwiązań nie sprzyja również podwójna rola, w jakiej rząd występuje w TK: jako dysponent finansów publicznych i regulator rynków, ale również jako największy w kraju pracodawca i przedsiębiorca. Jeżeli jest się jednocześnie sędzią i zawodnikiem na boisku, trudno jest być obiektywnym. Stąd konflikty rządu nie tylko ze związkami zawodowymi, lecz także z przedsiębiorcami prywatnymi działającymi w branżach silnie regulowanych i zdominowanych przez Skarb Państwa.

Obecny kryzys TK i szerzej dialogu społecznego umożliwia dokonanie nowego otwarcia. Jesteśmy mądrzejsi o dwie dekady doświadczeń. TK powinna nadal działać, aby łagodzić napięcia społeczne wynikające z różnicy interesów pracy i kapitału, czyli pracowników i inwestorów, by ułatwić szybszą modernizację kraju. Wprowadzanie zmian niezbędnych do przyspieszenia procesu modernizacji wiąże się ze znacznym ryzykiem politycznym. Po pierwsze - we wszystkich znaczących reformach zmiany w długim okresie korzystne dla gospodarki i ogółu społeczeństwa są dolegliwe w czasie wdrażania. Po drugie - zmiany korzystne dla ogółu bardzo często ograniczają przywileje i naruszają interesy poszczególnych grup społecznych lub zawodowych. Politycy, którzy stoją przed wyzwaniem reform, muszą zadbać o głosy w najbliższych wyborach. Wypracowanie i promocja wspólnego stanowiska przez reprezentacje pracodawców i pracowników pozwala politykom zmniejszyć stopień własnej odpowiedzialności za niezbędne, ale wzbudzające obawy zmiany.

Premier Donald Tusk, gdy obejmował władzę, zapowiedział liberalizm w polityce gospodarczej i solidaryzm w polityce społecznej. Jest to właściwe postawienie sprawy. Ale kto ma wyznaczać granice wolności gospodarczej i solidarności społecznej? Sami politycy czy politycy wraz z pracodawcami i związkami zawodowymi? Uważam, że powinniśmy postawić na dialog społeczny, bo rząd nie ma dostatecznej wiedzy o gospodarce i społeczeństwie, sam nie znajdzie optymalnych rozwiązań, nie potrafi przewidzieć skutków proponowanych regulacji.

Do prowadzenia rzeczowego dialogu niezbędne jest wzajemne zaufanie partnerów, wiara, że ustalenia będą dotrzymywane i że partnerzy uwzględniają również nasze potrzeby. Konieczne jest zaangażowanie partnerów na etapie wypracowania rozwiązań. Wskazywanie nie tylko celu, lecz także sposobów jego osiągnięcia, korzyści, ale i kosztów. Należy wprowadzić powszechną edukację ekonomiczną, która jest niezbędna, aby obywatele mogli dokonywać trafnych wyborów.

Osoby biorące udział w pracach TK powinny mieć odpowiednią wiedzę i autorytet, aby ustalenia poczynione przez nie w ramach negocjacji były honorowane przez delegujące je organizacje. Wymaga to silnego umocowania negocjatorów. Dotyczy to również szefów organizacji wchodzących w skład TK oraz jej przewodniczącego.

Nie ma cudownej recepty na uzdrowienie trójstronnej komisji, umiejętność prowadzenia dialogu jest bowiem uwarunkowana profesjonalizmem i dobrą wolą uczestników negocjacji oraz kulturą społeczeństwa, w którym funkcjonuje. Związki zawodowe zapewne nieprędko wrócą do stołu rozmów. Ale już organizują warsztaty poświęcone usprawnieniu dialogu i TK. To dobry sygnał.

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI