Twitter

Kiedy Polakom będzie się żyło lepiej?

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Zachwyceni dynamiką gospodarki, nie dostrzegamy, że Polska już dawno przestała być liderem środkowej Europy. Nasi sąsiedzi rozwijają się, z małymi wyjątkami, jeszcze szybciej. By nieco ostudzić nasze samouwielbienie wystarczy pamiętać, że Estonia czy Łotwa osiągnęły w ub. roku blisko dwa razy szybsze tempo wzrostu PKB (11,5 proc.). Jasno też trzeba powiedzieć, że ciągle mamy nienowoczesną strukturę gospodarczą – 17 proc. zatrudnionych pracuje w rolnictwie, które wytwarza zaledwie 4,1 proc. PKB. Dystans wobec sąsiadów i reszty UE jeszcze lepiej widać, jeśli te dane przeliczymy na obywatela: nasz PKB na głowę (według parytetu siły nabywczej) jest najniższy po Łotwie (12 800 euro w 2006 r.), podczas gdy w Czechach sięga 19 000 euro, a w Słowenii 20 900 euro. Na dodatek nasz rozwój mierzony PKB na głowę jest bardzo zróżnicowany regionalnie. Polsce potrzebne jest dziś podejście systemowe i dobre określenie priorytetów społecznych, a potem dopiero gospodarczych. Jedne muszą być spójne z drugimi. Nie da się ich osiągnąć, jeśli każde z politycznych ugrupowań będzie miało własne, oderwane od siebie pomysły na uszczęśliwianie Polski i Polaków, na dodatek podporządkowane wyłącznie arytmetyce wyborczej i ideologicznym hasłom.

Za mało Polaków pracuje

Prawdziwym problemem polskiego rynku pracy i polskiej gospodarki jest niska stopa zatrudnienia. Stopa oficjalnego zatrudnienia w 2006 roku wynosiła 54,5 proc., podczas gdy w Słowenii 66 proc., w Czechach 65 proc., w Estonii 68 proc. W UE jest to średnio 66 proc., zaś w USA 76 proc. Oznacza to, że każdy pracujący Polak ma na utrzymaniu innego Polaka w wieku produkcyjnym, a do tego jeszcze dzieci, młodzież, emerytów i rencistów. W sumie jakieś 2,5 osoby. To oznacza odpowiednio mniejsze wpływy z podatków, niższe wpływy ze składek na ubezpieczenia społeczne, za to zdecydowanie większe wydatki na świadczenia społeczne, wcześniejsze renty i emerytury itd. Jakie państwo jest w stanie tak małą grupą pracujących finansować potrzeby tak dużej grupy niepracujących? Dlaczego się więc dziwić, że państwo jest pazerne i zmusza, by do każdej zarobionej przez pracownika złotówki pracodawca dopłacał 80 groszy? Aktywizacja niepracujących to dziś najważniejsze dla Polski wyzwanie! Szczególnie zaś ludzi w wieku po 55 roku życia. Jak zdeformowany jest nasz rynek pracy, niech świadczy fakt, że zaledwie 13 proc. pracujących kobiet pracuje do osiągnięcia wieku emerytalnego. Reszta ucieka albo w renty, albo w świadczenia przedemerytalne, albo wcześniejsze emerytury. To znowu oznacza marnotrawienie kapitału ludzkiego.

Więcej Polaków musi pracować. Nie przedłużajmy możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, lecz zróbmy wszystko, aby utrzymać ludzi jak najdłużej na rynku pracy. Wymaga to poprawy startu zawodowego młodych poprzez wyposażenie ich w lepsze kompetencje, ograniczenia wcześniejszych emerytur i inwestowania w umiejętności starszych pracowników. Firmy muszą nauczyć się zarządzania wiekiem i trzeba ograniczać wszystkimi metodami szarą strefę.

Musi być więcej dzieci

Podstawowym celem polityki społecznej najbliższych lat i najbliższych kadencji jest jej reorientacja na młode pokolenie i aktywizację pozostałych grup społecznych. Młode pokolenie – bo Polsce trzeba przywrócić bezpieczeństwo demograficzne. Aktywizacja – bo nie osiągniemy postępu bez zwiększenia zatrudnienia i dłuższej pracy w cyklu życia. A wszystko przy poprawieniu spójności społecznej. Polityka społeczna musi jednak odejść od funkcji czysto socjalnych na rzecz prorozwojowych. A więc troska o starszych, ale nie kosztem zapóźnień cywilizacyjnych i młodej generacji. Solidarność społeczna, która jednak nie oznacza rozdawnictwa czy realizacji interesów grup wyborczych. Ład społeczny – osiągany przez pracę i dzięki pracy, a nie przez zaspokajanie roszczeń. Polacy muszą się uniezależnić od transferów socjalnych. Dla zapewnienia Polsce bezpieczeństwa demograficznego trzeba poprawić wskaźnik dzietności z 1,25 do 1,9 do roku 2012 i do 2,2 do roku 2017. Kluczem do tego jest ułatwienie łączenia funkcji rodzinnych i zawodowych, nie zaś becikowe. Trzeba więc stworzyć skuteczne rozwiązania obejmujące zarówno kobiety, jak i mężczyzn, pozwolić na dzielenie urlopu wychowawczego, stosować pracę w niepełnym wywarze, telepracę, pracę w domu, spopularyzować tanie przedszkola, stworzyć zachęty do rodzenia, drugiego dziecka. Wreszcie, ponieważ emigrują głównie ludzie młodzi, trzeba ich zachęcić, by wracali z emigracji i zakładali rodziny w kraju.

Trzeba więcej inżynierów

Są i inne, bardzo niepokojące zjawiska. Mimo wyraźnego spadku, poziom bezrobocia nadal jest wyższy, niż w krajach sąsiednich, może z wyjątkiem Słowacji. I trudno tu będzie o poprawę, bowiem znacząca cześć tego bezrobocia ma charakter strukturalny i długotrwały – wynika z niskich kwalifikacji, braku mobilności, a także regionalnych różnic potencjału gospodarczego. Co gorsza, nie potrafimy wykorzystać naszego potencjału, jakim są młodzi Polacy, wśród których liczba bezrobotnych jest dwukrotnie wyższa niż w Czechach i prawie trzykrotnie wyższa niż na Łotwie. Być może udałoby się ją zmniejszyć, gdyby lepiej dostosować kształcenie do potrzeb rynku pracy. Z prognoz przyrostu zatrudnienia do 2025 roku wynika, że zapotrzebowanie będzie na informatyków (28 proc. przyrostu zatrudnienia), pracowników służby zdrowia (25 proc. przyrostu zatrudnienia), przedstawicieli zawodów związanych z usługami dla ludności (25 proc. przyrostu zatrudnienia) czy też inżynierów wysokiej techniki (7,7 proc. przyrostu zatrudnienia). Tymczasem w roku akademickim 2004/2005 informatycy to zaledwie 4 proc. absolwentów, medycy – 4 proc., „usługowcy” – 3 proc. absolwentów. Tak programowana edukacja oznacza źle wydane pieniądze publiczne i prywatne, marnowany kapitał ludzki i utratę przewagi konkurencyjnej wynikającej z młodości naszego społeczeństwa, a w zamian fundowanie sobie problemów społecznych. Głębokiej zmiany wymaga system edukacji szkolnej i kształcenia ustawicznego, by lepiej dopasować zasoby pracy do zmieniającej się gospodarki. To pociąga za sobą konieczność zwiększenia udziału wiedzy matematyczno-przyrodniczej w programach szkolnych, zapewnienie znajomości języka angielskiego i kompetencji informatycznych, promowanie świadomego wyboru ścieżki edukacji poprzez doradztwo karierowe, popularyzowanie, a nawet wręcz stymulowanie wyboru zawodów technicznych. Co najmniej połowa młodych ludzi powinna się legitymować wyższym wykształceniem. Jakość edukacji na wszystkich poziomach powinna się poprawić. Kształcenie ustawiczne, by spełniało swoją rolę, wymaga zmiany mentalnej i pracodawców, i pracowników. Obu grupom warto uświadomić, że dziś uczymy się przez cale życie, że firmy, by się rozwijać, będą trwale inwestowały w kapitał ludzki. Dla pracownika uczenie się stanie się nawykiem, zaś pracodawcy przestaną szkolenia traktować wyłącznie jako koszt. Ta szybko rosnąca potrzeba wymusi powstanie powszechnego rynku dostępnych usług edukacyjnych finansowanych przez trzy zainteresowane strony: państwo, pracownika i firmę. Skończył się czas jednej pracy przez całe życie i czas jednego dyplomu na cale życie. To kolosalna zmiana, do której muszą się przystosować i pracodawcy, i pracownicy. Bezpieczeństwo zatrudnienia będzie wynikało nie z gwarancji etatu, lecz z kompetencji i umiejętności. Ta zmiana wymaga również rewolucji w instytucjach obsługujących rynek pracy. Musi wzrosnąć efektywność aktywizacji prowadzonej przez służby zatrudnienia. Kontraktowane usługi zatrudnieniowe powinny aktywizować nie 20-25 proc. bezrobotnych, a co najmniej 30-40 proc. Część tych usług mogłyby oferować organizacje pozarządowe. W dobie komunikacji elektronicznej warto uruchomić krajowe elektroniczne pośrednictwo pracy, a przez zmiany na rynku mieszkaniowym i w infrastrukturze poprawić mobilność pracowników. Równoważenie podaży i popytu na rynku pracy wymaga z jednej strony tworzenia warunków dla powrotów czasowych migrantów, by nie dochodziło do sytuacji, w której „pracuje się tam, a konsumuje tu”, z drugiej zaś otwarcia na kontrolowaną imigrację zewnętrzną. O takich postulatach jak zmniejszanie klina podatkowego czy zwiększanie elastyczności zatrudnienia i pracy mówi się od dawna. Szkoda, że ciągle tylko mówi.

Wyrównujmy szansę

Wreszcie, co ważne, trzeba efektywniej działać na rzecz wzrostu poziomu integracji społecznej i zmniejszenia nierówności. Nie wykorzystujemy dostatecznie potencjału aktywności zawodowej niepełnosprawnych, mimo kosztownych programów i składek na PFRON. Na marginesie, administracja publiczna, najbardziej predestynowana do tworzenia miejsc pracy dla niepełnosprawnych, nie tylko, że ich nie tworzy, to nie płaci też składki na PFRON. Pomniejszanie ubóstwa powinno się dokonywać nie przez politykę zasiłków, ale przede wszystkim przez dostęp do pracy i wzrost „zatrudnialności”. Wymaga to specyficznych instrumentów ekonomii społecznej, niszowych rozwiązań dla niektórych grup (zatrudnienie socjalne) i zmiany zasad stosowania pomocy społecznej, która musi być uwarunkowana rygorami aktywizacji. Nie możemy zapominać o konieczności wyrównywania szans słabiej rozwijających się regionów. Do tego potrzebny jest dostęp do dobrej edukacji i to już od przedszkola, rozwój infrastruktury teleinformatycznej czy drogowej. W przeciwnym razie Polska podzieli się nie tylko na Polskę A, B czy C, ale pewnie i na D, E czy F. Taki jest punkt widzenia przedsiębiorców skupionych w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Na pytanie, kiedy będzie lepiej, nie odpowiadamy, że już było, tylko wskazujemy sposoby osiągnięcia przez nasz kraj ogromnego awansu cywilizacyjnego.

Autorka jest prezydentem Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, wiceprezydentem BusinessEurope, wiceprzewodniczącą Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych.


 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI