Twitter

Czasu prosperity nie wolno marnować

poniedziałek, 2 lipca 2007

Politycy znowu prześcigają się w pomysłach, jak wydać większe przychody budżetu, a o wykorzystaniu okresu dobrej koniunktury do spłaty wcześniej zaciągniętych długów nie chcą rozmawiać. Kurczowo trzymają się wielkości kotwicy budżetowej na poziomie 30 mld zł, by w ten sposób zwiększać dług publiczny o kolejne 4-5 proc. rocznie. Pora się jednak opamiętać, bo to prosta droga do kryzysu państwa i jego finansów, kiedy wzrost spadnie do 2-3 proc. PKB. Pora też wszystkie pomysły podporządkować jasno określonym priorytetom. Hurraoptymizm wywołuje bowiem kolejne roszczenia, przykład strajku pielęgniarek i lekarzy pokazuje zaś, do czego prowadzi ciągłe odkładanie reform. Potrzebna jest więc jasna wizja rozwiązania najważniejszych problemów, przed jakimi stoi Polska.

Druga strona medalu
Zachwyceni dynamiką gospodarki, nie dostrzegamy, że Polska już dawno przestała być liderem środkowej Europy, bo reformy strukturalne leżą odłogiem. Nasi sąsiedzi rozwijają się, z małymi wyjątkami, jeszcze szybciej, choć część z nich boryka się już na przykład z wysoką inflacją skutkiem przegrzania gospodarki. Wystarczy pamiętać, że Estonia czy Łotwa osiągnęły w 2006 roku blisko dwa razy szybsze tempo wzrostu PKB (11,5 proc.), by nieco ostudzić nasze samouwielbienie. Jasno też trzeba powiedzieć, że ciągle mamy przestarzałą strukturę gospodarczą i przypomnieć, że 16 proc. zatrudnionych w gospodarce narodowej pracuje w rolnictwie, które wytwarza zaledwie 4 proc. PKB. Jeśli te dane przeliczyć na obywatela, jeszcze lepiej dostrzeżemy dystans zarówno wobec l sąsiadów, jak i pozostałych krajów UE (bez Bułgarii i Rumunii). Nasz PKB na głowę (według parytetu siły nabywczej) jest najniższy, w 2006 r. wynosił 12 800 euro, podczas gdy w Czechach sięgnął 19 000 euro, a w Słowenii 20 900 euro.

Ukryty potencjał
Są i inne bardzo niepokojące zjawiska. Mimo wyraźnego spadku poziom bezrobocia nadal jest wyższy niż w sąsiednich krajach, może z wyjątkiem Słowacji. I trudno będzie o poprawę, w znaczącej części ma ono bowiem charakter strukturalny i długotrwały, wynika z niskich kwalifikacji, braku mobilności, a także regionalnych różnic potencjału gospodarczego. Co gorsza, nie potrafimy wykorzystać naszego atutu, jakim są młodzi Polacy. Stopa bezrobocia w grupie wiekowej od 15 do 24 lat jest niemal dwukrotnie wyższa niż w Czechach i prawie 2,5 razy wyższa niż w Estonii czy na Łotwie. Być może bezrobocie udałoby się zmniejszyć, gdyby lepiej dostosowano kształcenie do potrzeb rynku pracy. Zdecydowanie ważniejszym jednak problemem polskiego rynku pracy i polskiej gospodarki jest niska stopa zatrudnienia. Stopa oficjalnego zatrudnienia w 2006 r. wynosiła w naszym kraju 54,5 proc., podczas gdy w Słowenii ponad 66 proc., w Czechach 65 proc., w Estonii 68 proc. W Unii Europejskiej wynosi średnio 66 proc., natomiast w USA 72 proc. Co to dla nas oznacza? Każdy pracujący Polak ma na utrzymaniu innego Polaka w wieku produkcyjnym, a do tego jeszcze dzieci, młodzież, emerytów i rencistów. W sumie jakieś 2,5 osoby. To przekłada się odpowiednio na mniejsze wpływy z podatków i ze składek na ubezpieczenia społeczne, za to zdecydowanie większe są wydatki na świadczenia społeczne, wcześniejsze renty i emerytury, itd. Aktywizacja niepracujących to jest najważniejsze dziś wyzwanie. Jak zdeformowany jest nasz rynek pracy, świadczy fakt, że zaledwie 13 proc. kobiet pracuje do osiągnięcia wieku emerytalnego, a z ogółu osób w wieku 55-64 lat pracuje zaledwie 28 proc. Reszta albo ucieka na rentę, albo na świadczenia przedemerytalne, albo na wcześniejszą emeryturę! Tworzymy w ten sposób nową grupę sfrustrowanych, bo bezczynnych i zawodowo wykluczonych malkontentów skazanych na co najmniej dwudziestoletnią wegetację i związane z tym poczucie krzywdy.

Wzrost płac szybszy niż wzrost wydajności
Warto pamiętać, że mamy najniższy wśród konkurentów z Europy Środkowej udział inwestycji w PKB: 21 proc. w 2006 r. (32 proc. w Estonii, 32 proc. na Łotwie). Mamy niższą od Czech, Słowenii i Węgier produktywność pracownika (62 proc. średniej unijnej). Od 2006 r. wzrost płac zaczyna być szybszy od wzrostu wydajności pracy. Na badania i rozwój wydajemy trzy razy mniej, niż wynosi średnia w Unii Europejskiej, i sześć razy mniej niż Finlandia. Zła jest też struktura tych wydatków, skoro firmy finansują tylko 30 proc. nakładów. Chlubimy się rosnącym eksportem, i słusznie, ale bardzo niewielką jego część stanowią dobra wysoko przetworzone. Mamy wśród nowych krajów członkowskich, poza Węgrami, najwyższy dług publiczny w stosunku do PKB – 47,8 proc. w 2006 roku, podczas gdy Czechy 30,4 proc., Estonia 4,1 proc., Łotwa 10 proc.

Priorytety społeczne
Przy tak zarysowanej diagnozie ważne jest podejście systemowe, a w efekcie dobre określenie priorytetów społecznych i gospodarczych. Podstawowym celem polityki społecznej najbliższych lat i najbliższych kadencji musi być reorientacja na młode pokolenie i aktywizację pozostałych grup społecznych. Młode pokolenie – bo Polsce trzeba przywrócić bezpieczeństwo demograficzne. Aktywizacja – bo nie osiągniemy postępu, jeśli nie zwiększymy zatrudnienia i nie wydłużymy czasu pracy w cyklu życia. A poza tym – poprawienie spójności społecznej. Polityka społeczna musi jednak odejść od funkcji czysto socjalnych na rzecz prorozwojowych. Zatem troska o starszych, ale nie kosztem zapóźnień cywilizacyjnych i młodej generacji. Solidarność społeczna, która jednak nie oznacza rozdawnictwa czy realizacji interesów grup wyborczych. Ład społeczny, lecz osiągany przez pracę i dzięki pracy, a nie przez zaspokajanie roszczeń. Polacy muszą się uniezależnić od transferów socjalnych. Aby zapewnić Polsce bezpieczeństwo demograficzne, trzeba poprawić wskaźnik dzietności z 1,25 do 1,9 do roku 2012 i do 2,2 do roku 2017. Kluczem do tego jest ułatwienie rodzicom łączenia funkcji rodzinnych i zawodowych, nie zaś becikowe. Trzeba więc stworzyć skuteczne rozwiązania obejmujące zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Pozwolić na dzielenie urlopu wychowawczego według potrzeb, stosować pracę w niepełnym wymiarze, telepracę, pracę w domu, spopularyzować tanie przedszkola, stworzyć zachęty do rodzenia drugiego dziecka... Wreszcie, ponieważ emigrują głównie ludzie młodzi, trzeba ich zachęcić, by wracali z zagranicy i zakładali rodziny w kraju. Więcej Polaków musi pracować. Zatem nie przedłużanie możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę, lecz odwrotnie – utrzymywanie jak najdłużej ludzi na rynku pracy i praca dla młodych, by wskaźnik zatrudnienia z 54 w ciągu ośmiu-dziesięciu lat sięgnął co najmniej 65 proc. Wymaga to poprawy startu zawodowego młodych dzięki zapewnieniu im większej wiedzy, ograniczenia wcześniejszych emerytur (dziś kobiety opuszczają rynek pracy średnio w wieku 53 lat, a mężczyźni w wieku 61 lat) i inwestowania w umiejętności starszych pracowników. Potrzebna jest powszechna edukacja pracowników w grupie wiekowej od 45 do 50 lat. Firmy muszą się nauczyć zarządzania wiekiem, a ponadto trzeba ograniczać wszystkimi metodami szarą strefę.

Postawmy na edukację
Głębokiej zmiany wymaga system edukacji szkolnej i kształcenia ustawicznego, by lepiej dostosować zasoby pracy do zmieniającej się gospodarki. 40 proc. absolwentów powinno mieć wykształcenie i umiejętności techniczne, a udział dorosłych w edukacji powinien w ciągu czterech lat wzrosnąć co najmniej dwukrotnie (z 5,6 proc. do 12,5 proc.). To pociąga za sobą konieczność zwiększenia roli wiedzy matematyczno-przyrodniczej w programach szkolnych, zapewnienia znajomości języka angielskiego i umiejętności informatycznych, promowania świadomego wyboru drogi edukacji przez doradztwo karierowe, popularyzowania, a nawet wręcz stymulowania wyboru zawodów technicznych. Co najmniej połowa młodych ludzi powinna się legitymować wyższym wykształceniem. Jakość edukacji na wszystkich poziomach powinna się poprawić. Kształcenie ustawiczne, by spełniało swoją rolę, wymaga zmiany mentalnej i pracodawców, i pracowników. Obu grupom warto uświadomić, że dziś uczymy się przez całe życie, że firmy, by się rozwijać, będą trwale inwestowały w kapitał ludzki. Skończył się czas jednej pracy przez całe życie i czas jednego dyplomu na całe życie. To kolosalna zmiana, do której musimy się przystosować – i pracodawcy, i pracownicy. Bezpieczeństwo zatrudnienia będzie wynikało nie z gwarancji etatu, lecz z wiedzy i umiejętności. Ta zmiana wymaga również rewolucji w instytucjach obsługujących rynek pracy. Efektywność aktywizacji prowadzonej przez służby zatrudnienia powinna wzrosnąć z 42 do 52 proc. Równoważenie podaży i popytu na rynku pracy wymaga z jednej strony tworzenia warunków do powrotu czasowych migrantów, by nie dochodziło do sytuacji, w której pracuje się tam, a konsumuje tu, z drugiej zaś – otwarcia na imigrację zewnętrzną, kontrolowaną. O zmniejszaniu klina podatkowego, zwiększaniu elastyczności zatrudnienia i pracy, choćby przez zatrudnianie w niepełnym wymiarze czasu pracy, telepracę, pracę w agencjach pracy czasowej .rozwój samozatrudnienia bądź poprawę elastyczności organizacyjnej i czasu pracy, mówi się od dawna. Szkoda, że ciągle tylko mówi... Być może takie spojrzenie na priorytety społeczne pozwoli lepiej zrozumieć wielokrotnie powtarzane postulaty gospodarcze przedsiębiorców i pracodawców związane z koniecznością reformy finansów publicznych, modernizacją gospodarki i swobodą działalności gospodarczej.
 

Konfederacja LewiatanStowarzyszenie Kongres KobietEFNI